36. Tam i z powrotem (wędrówka do Ware)

 

36.




TAM I Z POWROTEM (wędrówka do Ware)






Do pociągu wsiadam jak zwykle usmiechnięta i zadowolona. W plecaku mam zapakowane buty na zmiane.


Z okna pociągu widać ogromne dzikie pola, rzekę i rozlewiska. Na rozlewiskach swoją stołówkę mają czaple.

Widok pól zielonych, wyrastających tataraków z brzegów kanałów, kwitnące różne kwiaty, pogodne, słoneczne niebo- sprawia, że coraz fajniej się czuje a problemy zostawiłam za jadącym pociągiem (a one go nie dogonią:).

Miasteczko jest urocze od samej stacji. Posiada swój niepowtarzalny klimat- ale pozostaje w duchu architektury całego hrabstwa.

Mijam swój ulubiony pub przy rzece. W wędrówkach z mojego miasteczka z towarzystwem, ten pub jest zawsze naszym pierwszym przystankiem. Z mojego miasteczka jest do tego miejsca około 2,5 mili.


Ponieważ jest dość wcześnie, jest jeszcze dość pusto.


W Anglii otworzono już puby i restauracje ale tylko te, które mają ogródki. W środku, będziemy mogli się gościć od 17go maja.

Nie myślałam, że kiedyś doczekam czasów, które tak ograniczą Nam wolność. No cóż, zawsze można znaleźć jakiś pozytyw- będziemy się bardziej cieszyć z towarzystwa Naszych znajomych.


Wracając do Ware.

Całe miasteczko kryje w sobie dużo budowlanych niespodzianek. Cały czas trzeba zaglądać w zakamarki i patrzeć na boki, lub w boczne uliczki.

Zaskakujące rozwiązania osiedli w bocznych uliczkach czy bramach- powtarzają się co krok.

Dla ludzi stąd, z telefonem w ręku, robiąc co chwila zdjęcie- wyglądam pewnie jak Japoński turysta (strzelają foty bez opamiętania, kiedy się da i jak się da:).

A w samym centrum naprawdę można robić zdjęcie za zdjęciem.




Nawet strzeliłam fotę solarium bo trochę inne niż w Polsce- to te, z białymi kwiatami.


Całość zdjęć psują wszędobylskie pomarańczowe barierki, które nie tylko psują widok ale i krew kierowcom. Ulice wyglądają jak w trakcie remontu- ale nie są.


W centrum miasteczka jest wiele nie tylko pubów czy restauracji ale i dużo uroczych, czyściutkich i uporządkowanych sklepików- tak charakterystycznych do tego typu miejsc.

Wokół pubów, jest sporo samochodów dostawczych z beczkami piwa. Przygotowują się do majowego otwarcia.

Nooo, będzie się działo!



Wspaniały, zabytkowy budynek kościoła, stanowi jedną z głównych atrakcji tego miejsca. A dzwon na wieży wybił właśnie dwunastą.

Jakież było moje zdziwienie, kiedy naprzeciwko (po drugiej stronie ulicy) kościoła-katedry, zobaczyłam nagrobki.

Nie byłoby może w tym nic dziwnego (bo to normalne w tym kraju, że nagrobki znajdują się koło kościoła), ale one wyglądały tak, jakby stanowiły element ogrodzenia przy zwykłych budynkach. A nawet mogłeś przysiąść na ławeczce i spocząć w tym miejscu spoczynku. Zadziwił mnie również swoim widokiem, owinięty bluszczem kosz na śmieci. Wydał mi się takim symbolem połączenia świata ludzi ze światem przyrody.


Przysiadłam więc, zmieniłam buty po części oficjalnej i udałam się w dalsza drogę.

W Ware znajduje się nawet sporo galerii art (zdjęcie z wystawy galerii obrazów ze szkła).



Oznaką zęba czasu tego miasteczka są jego zabytkowe elementy. Tu jakiś stary mur wpleciony w architekturę budynku dość nowoczesnego, czy przecudowny, bardzo klimatyczny styl starych domków.


Natomiast nie da się wykluczyć oznak Naszej cywilizacji- bo wszędzie stoją samochody.



Zbliżam się do swojego ulubionego miejsca. Miejsca, które właściwie jest początkiem drogi do mojego miasteczka. A tym bardziej jest tam milej, że można zobaczyć skaczące zajączki na gwarnym boisku szkolnym.

Ware liczy 18000 mieszkańców. A jedną z najwspanialszych rzeczy w nim, jest rzeka. Brzegi w niej są urocze i malownicze dzięki starym budynkom. Sprawiają one wrażenie, jakby stały w wodzie.


Należą do nich stare „słody”. Były one częścią procesu warzenia piwa, gdzie ziarna były moczone w wodzie rzeki w celu wytworzenia słodu.

Są tam też cudne altanki z maleńkimi nadbrzeżami, na których można było cumować. Część z nich jest wykorzystywana do dziś, a inne wtopiły się w dzisiejszy krajobraz.



Ciekawostką w Ware jest także jego stacja kolejowa. Posiada ona bowiem tylko jedne tory. Pociągi tutaj, przejeżdżają co pół godziny- więc nie ma mowy o kolizji.





Jest tez dużo wycinki drzew w tym roku- ale rzeczywiście po nich widać, że są stare i spróchniałe. Całą drogę powrotną, towarzyszył mi śpiew ptaków- choć nie taki jaki się spodziewałam.

Zaskoczyły mnie ptaki wychodzące na drogę (szelest mojej torby, wzbudził w nich nadzieje, że mam karmę dla nich) a także mały kotek wychodzący z lasu.


Przyzwyczajone do obecności ludzi koniki,



podeszły dość blisko, a w oddali zobaczyłam kucyka i kozę. Zobaczyłam i usłyszałam też, wodę w tamie. A nawet poczułam- świeży, orzeźwiający zapach tej wody.

Woda, ma bardzo wysoki poziom dzisiaj- porównując z zeszłymi tygodniami.



Bezskutecznie wypatrywałam pary perkozów, która w zeszłym roku pokazała mi swojego pisklaka.

I właśnie w tym momencie...obfajdolił mnie ptak...Nie wiem jak on to zrobił, ale miałam narobione na przód koszuli...a potem chciałam poprawić tył włosów a rękę wsadziłam w kolejna kupę....





Tracąc nadzieje na zobaczenie perkoza (po dojściu ze sobą do porządku:), ptak owy ten mi się ukazał nagle!

Obserwując go, widziałam, że jest sam. Zrobiło mi się smutno, bo gatunek ten jest monogamiczny. Pomyślałam więc, że coś któremuś z nich się stało.

Na szczęście po chwili z wody wyłonił się drugi. I zachowywał się jakoś dziwnie. A jeszcze na dokładkę, wydawało mi się, że słyszę cichutki pisk (słuch mam z gatunku „słyszę co chcę:). Kiedy dostałam konkretnego „wytrzeszczu”, ujrzałam małe perkoziątko na grzbiecie taty czy mamy. A drugi rodzic go karmił. Maluchy te bowiem, przebywają do trzech tygodni na grzbiecie jednego z rodziców.

Ale miałam radochę!





Zaspokojona radość dodała mi skrzydeł. A jeszcze daleka droga przede mną. Dodatkową atrakcją było wspaniałe słoneczko, które smagało mi buzie.

Już są malutkie kaczuszki, malutkie gąski. Szelest mojej torby, tak skusił wygłodniałe dwie mamy kaczuszki, że aż „zaatakowały” mnie- jedna z wody a druga z lądu. Ta z lądu, była ze swoim maleństwem. Jedynym. I więcej nie było. Hmnnn...

Zrobiło mi się przykro, że niczym nie mogę ich poczęstować i na pewno w tym tygodniu już zakupie jedzonko dla nich.

Po drugiej stronie dojrzałam pare gęsi (trochę inne niż te zwykłe gęsi) z gromadką swoich dzieci.


Skutecznie z brzegu przeganiało je stado krów.


Ludzie mieszkający całoroczne na barkach, uprawiają ogródki na brzegu. Mają swoje zapasy warzyw na zimę, które -dzięki temu, że nie ma tu srogich zim- przechowują na barkach jak w spiżarni.


Czasem mają nawet kury.




Przepiękne domy -które mijam po drodze- wzbudzają niezmiennie mój zachwyt, i nie ukrywam, że tez lekka chęć posiadania takowego. Jeden z nich, jest szczęśliwym


posiadaczem „schodów do nieba”- czyli do lasu.


Im bliżej mojego miasteczka tym częściej i głośniej słyszę skrzek bażanta, po drugiej stronie rzeki.


W zeszłym roku, życie na rzece i kanale, obfitowało w wiele piskląt. Było gwarno i ruchliwie.

A dzisiaj, jest jakaś cisza. Gdzieś tam w kąciku łódek dojrzałam łyskę na gnieździe. Gdzieś tam płynęły maleńkie pisklaczki innej pary, cudne małe puszki. Ale tylko trzy.



Niestety ptasie rodziny nie obfitują w tym roku w większą ilość dzieci. Rok temu, rodziny były wielodzietne- sześć, siedem piskląt .

Nie wiem, może oznacza to niezbyt bogaty rok przed Nami...Oby nie!

Ale niepokoi mnie to wygłodzone towarzystwo. Zdesperowana łyska wyskoczyła mi prawie na buty, mając nadzieje na znalezienie u mnie jedzenia.




Albo ludzie ich przyzwyczaili do karmienia (ale pamiętacie, kiedy szykowały się do lęgu-odcinek 29ty-to nawet nie były zainteresowane) albo w ich naturalnym środowisku jest brak obfitości w przysmakach dla nich.



Kwitną drzewa, kwitną kwiaty a z wody wyrasta młody, zielony tatarak. Przyroda budzi się na całego. Budzi się „nowe” idzie „nowe”- oby dobre i miłe.


Czego Wam i sobie życzy Babcia z Piekła Rodem



Dorzucam jeszcze zdjęcie sarenki,która występuje tutaj, oprócz dobrze nam znanej z Polski.




I jeszcze zrobię Wam herbatę.

Herbatka na dobre samopoczucie


Goździki, kardamon i listek anyżu- wkładamy do sitka do parzenia, dodajemy plaster imbiru.

Do szklanki wrzucamy rozmaryn i zalewamy wszystko gorącą wodą (ale nie wrzątkiem).

Po około 15stu minutach wyjmujemy wszystko. Do szklanki idzie kawałek limonki, grejpfruta wciskamy i wrzucamy papaje. Osładzamy koniecznie miodzikiem i delektujemy się smakiem.

Cudownych, uspakajających chwil życzy,



Wasza BzPR













Zdjęcia:

stacja w Ware, sarenka- źródło Google, reszta by BzPR



SUBSKRYPCJA – jest po to, żeby dostawać powiadomienie o kolejnym odcinku bloga BzPR.

Zapraszam na Instagram babcia_z_piekla_rodem.

A także na stronę na FB- Bacia z piekla rodem.



BLOG NIE TYLK
O DLA BABĆ

Komentarze

  1. Bardzo miło poczytać takie opisy romantycznych podróży do uroczych, małych miasteczek zatopionych w pięknej przyrodzie. Znając zawrotny pęd życia ogromnego miasta, warto docenić takie urocze miejsca i spokojne chwile obcowania z naturą! 🦆🦢🐝🦋🐞🥀🌷🌳🌲

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Blog dla kobiet 40+

Zastanawiasz się, jak zadbać o ciało i ducha po czterdziestce? Chcesz wiedzieć, jak być szczęśliwą, atrakcyjną i spełnioną kobietą, w pełni świadomą swojej wartości? Babcia z piekła rodem to jedyny w swoim rodzaju blog, który został stworzony specjalnie dla kobiet 40+ oraz wszystkich tych pań, które pragną cieszyć się życiem w każdym wieku. Znajdziesz w nim odpowiedzi na wiele nurtujących Cię pytań, nie tylko tych związanych z tematyką urody oraz wizerunku. Czeka tu na Ciebie mnóstwo interesujących przepisów kulinarnych, wskazówek dotyczących naturalnej pielęgnacji ciała, a także wartościowych porad z zakresu zdrowego trybu życia i dbania o siebie. Ten wyjątkowy serwis poradnikowy dla kobiet doda Ci motywacji do działania na każdy dzień, ułatwi zmianę niewłaściwych nawyków i sprawi, że na nowo spojrzysz na otaczającą Cię rzeczywistość. Dzięki niemu znajdziesz sens egzystencji i nauczysz się cieszyć codziennością, kiedy wszystkie dni wyglądają tak samo.

Babcia z piekła rodem – to miejsce dla każdej z nas!

Chcesz wprowadzić jakieś zmiany w swoim dotychczasowym życiu? Szukasz inspiracji i pozytywnej energii, które pozwolą Ci w końcu odnaleźć Twoją prawdziwą pasję? Babcia z piekła rodem to blog tworzony przez energetyczną artystkę, która doskonale wie, jak poradzić sobie z upływającym czasem, by zachować młody umysł, ciało i ducha. Jeszcze kilka lat temu kobiety po czterdziestce były praktycznie niezauważane. A przecież one też pracują, wychowują dzieci i pragną jak najlepiej czuć się w swojej własnej skórze. Jeśli Ty też tak uważasz – koniecznie dołącz do nas i bądź szczęśliwa bez względu na metrykę! Miłej lektury!

Blog lifestylowy dla kobiet