34. Łabędź z kormoranem a kawa z kaczkami- czyli wędrówki po Hertfordshire

 




34.


ŁABĘDŹ Z KOROMORANEM A KAWA Z KACZKAMI- czyli wędrówki po Hertfordshire





{tekst napisany jeszcze przed Świętami, ale nie zdążyłam wkleić}




O siódmej za oknem świeciło słoneczko, zapraszając na wędrówkę. Dopiero kiedy wyszłam sprawdziłam pogodę- 6stopni...Zachęcająco nie było! Nic to. W plecaku miałam termos z gorąca kawą- damy rade. Zapięłam kurtkę i ruszyłam.

Byłam bardzo ciekawa, co się zmieniło od ostatniego czasu.


Na szczęście słoneczko grzało dość mocno i ludzi prawie nie było- raj! Tylko ludzie z pieskami

Z mokrymi pieskami- dodam. Tu piesi mają wszystko co tylko piesiom potrzeba. Olbrzymi teren do ganiania, kąpieliska i gonitwy za piłką czy za ptakami .

Ptaki tak znowu wielce się ich nie boją, bo i psy raczej traktują to jak zabawę a nie polowanie. Potrafią wskoczyć do wody za kaczką czy kurką wodną- ale od łabędzia trzymają się z daleka.



Łabędzia spotkałam jak czyścił i poprawiał swoje gniazdo. A jego ( pewnie jej) druga połówka, była nieopodal. A nieopodal tegoż łabędzia, siedział po drugiej stronie rzeki -susząc swoje wielkie, czarne skrzydła- kormoran.

Dech mi zaparło i drobnymi krokami przyspieszyłam ( prawie jak w bezruchu:) i prosiłam żeby poczekał na mnie. Poczekał! I udało mi się zrobić zdjęcie.





Tu, na Wyspach Brytyjskich, występuje kormoran zwyczajny. Po swoim głębokim nurkowaniu, musi wysuszyć skrzydła. Przyjmuje on wtedy pozycje przypominającą krzyż.

W Polsce kormoran, uznawany jest jako wilk wodny. Tu (przynajmniej na Hertfordshire) nie ma ich zbyt dużo.

Pamiętacie, jak pisałam o samotnym łabędziu? (odcinek 31)

Otóż się myliłam. Ku mojej radości okazało się, że nieopodal miejsca gdzie pływa- mają gniazdo.

O tyle w dziwnym miejscu, bo jest ono bardzo uczęszczane przez ludzi. A tu, z prawej strony mostka, w niezbyt dużej gęstwinie- dojrzałam gniazdo. Na dokładkę jakby się chciały pochwalić, samica zeszła z gniazda i zobaczyłam trzy duże jaja!


Nie chciałam oczywiście zakłócać ich intymności, więc zdjęcie zrobiłam jedno- i to z daleka.


Jeśli chodzi o kanie- drapieżnik, który “wisi” nad miastem- to oglądam go ostatnio z mojej sypialni Jak wstaje to on „wisi”. Ten ptak oczywiście. Ogólnie z mojej malutkiej ale bardzo przytulnej sypialenki, przez okno widać (słychać też oczywiście) lecące codziennie gęsi.

Miasteczko jeszcze było ospałe, więc była cisza. Wyjątkowo dobre światło tego poranka dawało świetne kolory na zdjęciach.

Wędrując kanałem, zauważyłam tylko jedno gniazdo przy barkach. W zeszłym były aż trzy.

Czyżby “czynnik ludzki” zadziałał ? :(

Poszłam na “swoje” miejsce, gdzie lubiłam przesiadywać. Świeże kwiaty przy ławce, wskazywały na to, że ktoś tu był. Że ktoś ciągle pamięta.


W Anglii bowiem, jest zwyczaj stawiania ławek w różnych miejscach osobom, które odeszły. Ta ławka akurat, stoi pośrodku ogromnego terenu, który już zalicza się do rezerwatu. Może ta osoba lubiła te miejsce. ”In loving memory of Matthew Sharp”- brzmi napis na oparciu Ławki. Z miłością ku pamięci Mateusza...


Słyszałam ostatnio, że umarł niedawno Pan, którego głos można było usłyszeć na stacjach metra w Londynie. Żona Oswalda Laurence'a (tak się nazywał), chodziła na stacje Embankment (blisko domu) i słuchała jego głosu. W pewnym momencie, zarząd zrezygnował z głosu Oswalda. Po przedstawieniu historii swojej miłości przez żonę, przywrócono jego nagranie „Mind the gap” (uważaj na krawędź).

Wszyscy pasażerowie, mogą słuchać Oswalda do dziś. Szkoda, że nie wszyscy mają pojęcie o tej ekscytującej historii. Historii o wiecznej miłości... (na zdjęciu Margaret, źródło Google).

Co kraj, to obyczaj.



A propos Londynu. W Londynie wiosna wyprzedziła chyba o miesiąc wiosnę w Hartford. Zieleń wybuchła swoją różnorodną soczystością. Także rozkwit drzew wybuchł, nie wspomnę o wszędobylskich żółtych żonkilach a także krokusach. Które widocznie Londyńczycy uwielbiają. . Londyn wygląda uroczo ozdobiony kwitnącymi drzewami i kwiatami.

To miasto ma dużą ilość parków.

W połowie XXI w., królowa udostępniła mieszkańcom osiem królewskich parków, o łącznej długości 5.500 akrów (22km). W ciepłych miesiącach, można wypożyczać w niektórych leżaki.


Największy z nich to Richmond Park. W parku tym, poruszasz się między sarnami, jeleniami a nad głowami fruwają kolorowe papugi. Papugi możemy zaobserwować w licznych rejonach Londynu i poza. Zadziwiające, jak one zaaklimatyzowały się w zimnym, jednak dla nich klimacie. Jest magicznie.



Zadziwiające dla mnie również było, spotkanie z”bandą” szpaków, które stacjonują koło pewnego marketu. Ogólnie siedzą na wózkach do zakupów i są bardzo gadatliwe. Mają tu u ludzi poważanie i pełne brzuszki. Są takie piękne, kolorowe a na końcu piórka mają coś w rodzaju koralików. Zdaje sobie sprawę, że są teraz w okresie godowym, więc ich strój pewnie jest odświętny. Są bardzo wdzięcznym obiektem obserwacji. I koło mnie kiedy robiłam im zdjęcia, jeden z nich usiadł blisko i śpiewał. Byłam zachwycona!








Wróćmy pociągiem do Hertford.

Z okiem pociągu obserwuje bezustannie bezkresne zielone obszary, lasy i jeziora. Czasem można wypatrzeć mini sarny (taki gatunek), a także czaple i mnóstwo innych ptaków.

Będąc na wędrówce, zaobserwowałam, że łąki posiała również cudowna zielona poświata- pomimo niezbyt przyjaznej temperatury. Brzegi kanałów i rzek zaczęły dekorować rośliny. W oddali słychać charakterystyczny skrzek bażanta a kaczki towarzyszyły mi w czasie picia kawy cały czas.











Parę dni później nad stawem

No woooow! Co za temperatura! 24 stopnie- no lato normalnie.

Także po 8mej rano zamknęłam drzwi za sobą. Odważyłam się pójść w końcu w swoje miejsca, do których przez rozlewiska nie miałam wstępu. Miałam nadzieje, że nareszcie się trochę się osuszyło. I miałam racje.

W drodze spotkałam zająca, który zlał się z kolorem wokół siebie- ale na zdjęciu Wam go zaznaczyłam:)

Sweter zdjęłam już po 10ciu minutach.



Cisza i spokój wokoło mnie. Odgłosy ptaków wodnych i świergolenie w drzewach uprzyjemniał mi mój szybki marsz. Młody szpaczek brał prysznic w trawie jeszcze skąpanej rosą. Wyglądało to uroczo.

Nie wyobrażacie sobie, jak parę dni ciepła dodało soczystości zieleni. Ale gniazd zauważyłam ze smutkiem, jest mniej niż w zeszłym roku. Nawet na drzewach. Mam nadzieje, że może na niektóre gatunki jeszcze za wcześnie.


Dzisiaj zamierzałam „upolować” jakąś czaple, bo się już za nimi stęskniłam. Wiedziałam gdzie mogę je spotkać.

Zwodziły mnie chyba z 40 minut! Niespodziewanie wyfruwały z jakiegoś rowu czy zarośli, a kiedy ja robiłam w końcu zdjęcie- to ich na nim nie było! Trudno to wytłumaczyć- ale taka historia.

W końcu przeszłam na drugą stronę torów z nadzieją na miejsce „pewniak”. I była!

Dostrzegała mnie, bo się zatrzymywała przy każdym ruchu. Nie miałam wyjścia- położyłam się w mokrej trawie i podczołgałam się.

W takiej pozycji zrobiłam sesję zdjęciową mojej modelce i filmiki -na łowisku czapli.

Zadowolona z dobrej wykonanej pracy stwierdziłam, że czas na kawe.



Nie przyszło mi nawet na myśl, że będę miała takie cudowne towarzystwo.

Kiedy usiadłam, zobaczyłam samotnego łabędzia na stawie. Zaczął płynąć w moim kierunku. Kiedy przybił do brzegu, trochę miał problemów przez zarośla, żeby dojść do wzgórka na którym siedziałam ja.

Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia, że on będzie szedł w moją stronę. Myślałam,że podpłynie do mnie zobaczyć czy mam coś dobrego. A jeśli zobaczy, że nie mam- to odpłynie.

Ale ja nie karmie ptaków o tej porze roku. Teraz mają wszystko- czego tylko dusza zapragnie i niech radzą sobie same.

Łabędź był (no oczywiście, że piękny w swoim majestacie!) bardzo delikatny, drobny i miał drobną szyje. Z daleka nie wiedziałam czy to Ona czy młody osobnik. Chyba miałam coraz szerzej oczy otwarte ze zdumienia, kiedy on wspinał się na wzgórek coraz wyżej do mnie. Co jakiś czas zachrypiał charakterystycznym swoim głosem a nawet raz po cichutku, krótko zasyczał. Czym mnie wzruszył, bo to było takie delikatne! Dał znać, że jestem jego gośc


Zaprosiłam Go więc na kawe. A On był coraz bliżej i coraz bliżej....

Wdrapywał się wyżej i wyżej, z charakterystyczną dla siebie gracją.

Krótkie nogi zakończone płetwami, nie dają komfortu chodzenia po lądzie. A także Jego kilogramy na krótkich nóżkach nie pozwalają mu wejść na skarpę zbyt szybko. A mimo to, Jego ciekawość była zbyt duża żeby z tego zrezygnować. 

Odwiedzenie dziwoląga (czyli mnie:), pewnie łączyła się z nadzieją dostania czegoś dobrego. Czegoś innego niż w stawie pływa.

Ja nie karmie ich chlebem (jak wspominałam w poprzednim odcinku wędrówek) a specjalną karmą. Pomimo to, dla ptaków nie ma nic zdrowszego jak smakołyki z ich środowiska naturalnego.

Zwłaszcza  o tej porze roku.




Jeśli się pytacie, czy byłam spanikowana- odpowiadam Nie!

Oczywiście była taka możliwość, że mógł przyjść mnie przegonić. Więc plecak był przygotowany do ucieczki- tylko w jednym ręku był kubek z kawą. W razie co- wylewam kawę i nogi za pas!

Ale nic innego mylnego, jeśli myślicie, że byłam w panice.

Łabędzie przeganiają kiedy wyczuwają niebezpieczeństwo- i głównie mogą być agresywne kiedy są ze swoim potomstwem lub niedaleko są jaja.

Mój towarzysz nie chciał kawy a był tak blisko jak na wyciągnięcie ręki. Nie zachowywał się nie elegancko i cierpliwie pozował do zdjęć. Kiedy zebrałam swoje manatki, postanowił mi towarzyszyć w dalszej drodze by jednak po chwili zrezygnować. By za chwilę do mnie podpłynąć, kiedy usiadłam trochę dalej.

Niestety zawadę stanowiły zwalone drzewa przy brzegu, więc nie przywędrował do mnie.

{górne zdjęcie po lewej stronie, to zauważone gniazdo-biały punkcik na środku:)}

Po stawie pływa tutaj dużo gatunków kaczek (kiedyś Wam je przedstawie). I te różne gatunki pajają do siebie nawzajem czasem miłością. A z tego wychodzą potem różne krzyżówki - jak ta, którą prezentuje na zdjęciu. Biała jak domowa, ale nakrapiana czarnym kolorem:).



Czas był nieubłagany i trzeba było wracać. Zdałam sobie sprawę, że jestem bardzo mocno związana z fauną i florą. To jest mój świat. A ten, w którym żyje- nie do końca mnie zachwyca i jestem w nim jak z innej planety. Rozumiem Matkę Nature, mam wyjątkowy kontakt i bliskość ze zwierzętami- a z ludźmi nie koniecznie. I nie koniecznie rozumiem ten ludzki świat.


Jakie było moje zdziwienie, kiedy po drugiej stronie wału (wał oddzielał staw od trzęsawiska) dostrzegłam biała plamkę wśród trawiastych mokradeł. Oznaczało to jedno- łabędzie gniazdo. Widoczne ono było, tylko z tego miejsca gdzie stanęłam na chwilkę- dalej zasłaniały krzaki i drzewa. Czyżby „mój” łabędź był dumnym tatą i partnerem owej łabędzicy?


Te monogamiczne ogromne ptaki, tylko w jednym procencie swojej populacji dopuściły się zdrady... Uczcijmy to chwilą ciszy....i postarajmy się nie komentować...

Rodzice razem szukają dogodnego miejsca na gniazdo, a potem razem go budują. Do godów-toków, przystępują jako jeden z wczesnych gatunków ptaków. Ich gniazdo ma średnice ok. 1.5 metra i wysokość sięga do ok. 75cm. Zbudowane jest szczelnie z tataraku, trzciny czy sitowia. A umieszczane jest w stercie uschniętych szuwarów.

W gnieździe znajduje się ok. 5-8 jaj, które mama wysiaduje 34-38 dni.

Nie wiem dlaczego- może to z powodu ich skrzydeł (które potrafią osiągnąć nawet do 240cm!), ptaki te kojarzą mi się z Aniołami.

Osiągając przeciętnie ok 16kg (a czasem do 20kg!), są one jedne z najcięższych ptaków latających.


Po drodze do domu dane mi było zobaczyć też, urocze główki maleńkich łysek! Mama siedziała w gnieździe z dziećmi a tata nurkował po jedzenie.

Mój telefon też by nurkował, bo padła w nim bateria akurat wtedy kiedy chciałam zrobić dla Was zdjęcie tej rodzinki...to też uczcijmy minutą ciszy i nie powiem Wam co on usłyszał...(ten telefon)

A zapach wiosennego mikroklimatu Hertford jest niepowtarzalny. Pachnie świeżością rzeka , pachnie świeża zieleń drzew i kwiatów.






Krótko o historii hrabstwa


Nie byłabym sobą, żebym nie zajrzała tu i ówdzie i nie poszperała w historii miasteczka.

Ogólnie, architektura w tym miejscu jest miksem nowoczesności z zabytkowością (jeśli można tak powiedzieć).

Wyobraźcie sobie (a to info jest akurat na czasie), że w siedzibie hrabstwa w 673 r. odbył się pierwszy Synod* generalny anglikańskiego kościoła.

{ *zbór, zebranie przedstawicieli duchowieństwa)

Ustalono wtedy bowiem, datę Wielkanocy.

Hertford posiada zamek z XVII w. (związany m.in. z templariuszami, Parlamentem), muzeum, szlak nad rzeką Lea (która łączy się z drugą na równinie Lee Valley,ma śluzę, pozostałości po zabytkowych młynach, pompownie). Jak wieść niesie, tutaj też jest zalewany miód królewski na zimę, aby zapewnić miejsce żerowania dla wędrownych i zimujących ptaków jak cyraneczka, gadżet czy łopata. Na rzekach mamy tu dużo tam, za pomocą których regulowane są poziomy wód rzecznych.

Jest zabytkowy budynek Shire Hall, rezerwat przyrody, kluby sportowe, trawiasta siłownia, centrum rekreacyjne, obserwatorium czy wspaniała neoklasyczna sala koncertowa otwarta w 1859 r. (na przeciw której pracuje) czy kluby nocne i mnóstwo restauracji.

Jest 41 stacji wartych do zwiedzenia na całe hrabstwo, a nie sposób tu nie wspomnieć o rejsach barkami (byłam z wnusiem).


I to było na tyle dzisiaj. Będę Was informować na bieżąco jeśli tylko pójdę na włóczęgę:).

P.S. Na Święta pogoda Nas nie rozpieści....


Ściskam Was serdecznie i pozdrawiam

Wasza Babcia z Piekła Rodem


Zdjęcia z galerii zdjęć BzPR, zdjęcie papug by Ula K.😊


Zasubskrybuj, jeśli chcesz otrzymywać powiadomienia o kolejnych wpisach BzPR.

Odwiedź mnie na Instagramie babcia_z_piekla_rodem.

A także na FB- strona Babci z piekla rodem.


BLOG NIE TYLKO DLA BABC !

Komentarze

  1. Zdecydowanie u Was jest bardziej wiosennie. U nas po chwilowej, choć chłodnej wczorajszej wiośnie, znów sypie śniegiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Obserwacja otaczającej nas przyrody to świetna sprawa! Tyle różnych gatunków ptaków 🐦🦆🦢żyje obok nas wśród pięknej roślinności!. Niektórzy ludzie ( ci wrażliwi- miłośnicy natury jak Ala) zawsze to doceniali, ale dużo osób ( znam takich) odkryło i poznało uroki parków, łąk i lasów dopiero w czasach pandemii, kiedy życie zwolniło, dostaliśmy więcej czasu dla siebie i okazało się, że są to miejsca bezpieczne, kojące nasze nerwy i dające zdrowie. To prawdziwa kożyść z tego trudnego czasu, który zmienił nasze życie!. 🙃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromna przyjemność dla mnie te wędrówki. A przyroda jest szczera i uczciwa w swoich zamiarach- to samo zwierzęta. Tam czuje się jak u siebie, cieszę się że "wędrujesz " razem ze mna" 🥰

      Usuń

Prześlij komentarz

Blog dla kobiet 40+

Zastanawiasz się, jak zadbać o ciało i ducha po czterdziestce? Chcesz wiedzieć, jak być szczęśliwą, atrakcyjną i spełnioną kobietą, w pełni świadomą swojej wartości? Babcia z piekła rodem to jedyny w swoim rodzaju blog, który został stworzony specjalnie dla kobiet 40+ oraz wszystkich tych pań, które pragną cieszyć się życiem w każdym wieku. Znajdziesz w nim odpowiedzi na wiele nurtujących Cię pytań, nie tylko tych związanych z tematyką urody oraz wizerunku. Czeka tu na Ciebie mnóstwo interesujących przepisów kulinarnych, wskazówek dotyczących naturalnej pielęgnacji ciała, a także wartościowych porad z zakresu zdrowego trybu życia i dbania o siebie. Ten wyjątkowy serwis poradnikowy dla kobiet doda Ci motywacji do działania na każdy dzień, ułatwi zmianę niewłaściwych nawyków i sprawi, że na nowo spojrzysz na otaczającą Cię rzeczywistość. Dzięki niemu znajdziesz sens egzystencji i nauczysz się cieszyć codziennością, kiedy wszystkie dni wyglądają tak samo.

Babcia z piekła rodem – to miejsce dla każdej z nas!

Chcesz wprowadzić jakieś zmiany w swoim dotychczasowym życiu? Szukasz inspiracji i pozytywnej energii, które pozwolą Ci w końcu odnaleźć Twoją prawdziwą pasję? Babcia z piekła rodem to blog tworzony przez energetyczną artystkę, która doskonale wie, jak poradzić sobie z upływającym czasem, by zachować młody umysł, ciało i ducha. Jeszcze kilka lat temu kobiety po czterdziestce były praktycznie niezauważane. A przecież one też pracują, wychowują dzieci i pragną jak najlepiej czuć się w swojej własnej skórze. Jeśli Ty też tak uważasz – koniecznie dołącz do nas i bądź szczęśliwa bez względu na metrykę! Miłej lektury!

Blog lifestylowy dla kobiet