35. Don Kichot XXI wieku

 

35.


DON KICHOT XXI WIEKU









Kim był ten bohater literacki- Don Kichot (powieść Miguel de Cervantes)


Nasz Alfonso Quijano (tak się naprawdę nazywał), żył w ubogiej wiosce hiszpańskiej La Mancza. Nie zamożny szlachcic miał 50siąt lat. Posiadał małe gospodarstwo, konia (szkapinę). Jego zbroja była w opłakanym stanie jak i jego piesio (choć rasowy).

Mieszkał z gosposią, siostrzenicą i parobkiem, który dbał o jego gospodarstwo.

Niestety znudzony dotychczasowym życiem bohater, zaniedbywał swoje obowiązki i odsprzedawał sukcesywnie swoją ziemie. Za jaką przyczyną?

Otóż Nasz Don Kichot wpadł w pułapkę czytania. Czytał z uwielbieniem książki o średniowiecznych rycerzach.

Czytał z takim uwielbieniem, że zapominał nawet o śnie czy jedzeniu- czyli o całym realnym świecie. W dosłownym znaczeniu.

{widzicie, nawet książki potrafią być niebezpieczne}

A pieniądze ze sprzedaży ziemi, przeznaczał na coraz to nowe książki.

Ten wyimaginowany, książkowy świat pochłonął go tak bardzo, że nie był w stanie myśleć logicznie. A co za tym idzie, myślał tylko o romansach rycerskich aż postradał zmysły.

I postanowił zostać rycerzem.

Nasz bohater w swoim szaleństwie był bardzo zmyślny.

Sam zrobił hełm (z tektury) a swoje zardzewiałe blachy uznał za wspaniałą zbroje. Biedna, poraniona szkapina, stała się jurnym rumakiem rycerza (nie chce nawet myśleć co ona biedna przeżyła na stare lata!).

Wymyślił dla siebie imię Don Kichot z La Manczy. Dla niego było ono piękne i dostojne a jego rączy rumak też dostał nowe imię (matko kochana dał by tej klaczy święty spokój!).

Został błędnym rycerzem*, lub jak to wolisz „rycerzem smętnego oblicza”.

Postanowił podróżować po świecie i stać na straży dobra i honoru. W założeniu swojej szlachetności miał też stawać w obronie dziewic.

I tak oto dokonał wyboru wybranki swojego serca. Padło na Aldonze Lorenzo- piękną wieśniaczkę, którą nazwał Dulcynea z Toboso (nie wystarczyło mu przezwać swojej klaczy?!), raczej wątpliwą dziewicę.

{grała ją m.in. niesamowita Sophia Loren, która chyba na 100% nie była już dziewicą}

Kiedy zostaje poturbowany przez robotników, którym każe oddać hołd Dulcynei,dołącza do niego jako wierny giermek rycerza- jego parobek i sąsiad Sancho Pansa.

I tu dwa przeciwieństwa się uzupełniają.

Don Kichot jest marzycielem, idealistą- jego świat jest prosty. Czyli model dobro-zło.

Pragnie wszystkich uszczęśliwić, pomagać wszystkim, ratować -a świat zamienić na świat rodem z bajki (chciałabym:). A w świecie tym wiatraki stają się olbrzymami, chłopki- księżniczkami a karczmy- zamkami.

{podobać mi się!}


Jest dumny. Odważny. Bezmyślny w swojej uczciwości wpada niestety w ciągłe kłopoty.

Sancho Pansa natomiast, jest totalnym jego przeciwieństwem.

Ten niezbyt inteligenty mężczyzna, zachowuje racjonalne i bystre spojrzenie na wszystko. W sytuacjach krytycznych potrafi się zachować nawet przebiegle. Ten z natury pogodny i prostoduszny człowiek, staje się z czasem głosem rozsądku swego pana. Niezależnie od sytuacji pozostaje wiernym i oddanym sługą Don Kichota- gotowy do niesienia pomocy i wyrozumiały dla jego szaleństw.

Tym samym, jest postacią pozytywną i wzbudzającą sympatie czytelników.


{*błędny rycerz- miłosierny, pomocny, zajmuje się bezbronnymi i biednymi, sprawiedliwy, uczciwy, nie jest obojętny na losy świata, nigdy się nie poddaje- bo wie, że gdzieś jest jego ukochana- nadzieja}

Wiele symboli z tej powieści przeniknęło do Naszego życia.

A powiedzenie „walka z wiatrakami” stało się radykalnym powiedzeniem. Bezkompromisowo wiemy o co chodzi- walka z czymś nierealnym, urojonym, beznadziejnym. Walka z czymś z czym nie mamy szans i na co nie mamy wpływu.


To mi przypomina dzisiejsze czasy. Kiedy nie mamy wpływu na wiele rzeczy.

Dla mnie takim wiatrakiem, stała się dzisiejsza technika. Internet, smartfon, laptop,iPad....

Absurdalnie dzięki temu, mogę pisać bloga. Ale tylko ja wiem ile kosztuje mnie to nerw. Nie jestem z pokolenia, które już się urodziło z (przysłowiowo) laptopem w ręku. Żyłam bez tego 42 lata.

Od tego momentu minęło dużo czasu, a mnie się wydaje, że te wszystkie „dobra „ techniki nas osaczyły.

I jesteśmy zmuszani do wielu rzeczy. Podobno to dla ułatwienia dla Nas- ale ciągle odnoszę wrażenie, że te ułatwienia jednak są dla firm.

Pierwsza rzecz, nie masz e-maila -nie istniejesz jako osoba publiczna. Na nie posiadanie e-maila może sobie pozwolić moja ciocia, bo ma 80+.


Szukasz pracy musisz mieć: e-mail (a tam swoje CV, albo na innej aplikacji też), konto w banku, telefon (bo musisz być zawsze dostępna, kiedy będą dzwonić), laptop (bo przez niego robisz testy kwalifikacyjne i wypełniasz wszystkie informacje, te same zresztą co masz w CV). Nie masz internetu- nie masz pracy.

Kiedyś było łatwiej. Szedłeś, rozmawiałeś i dostałeś. Albo nie. Ale nie musiałeś wysyłać i pisać w teście to samo co w CV, który za chwile masz wysłać. A potem jeszcze rozmowa kwalifikacyjna zwana interwiu.

Test zabiera około godziny, a jak test nie przeszedł- to zmarnowana jedna godzina Twojego życia. A ile takich godzin dziennie możesz poświęcić na szukanie pracy? A poza tym -ile tego wytrzyma Twoja mózg?! A jeszcze jedna sprawa- kto Ci ten czas odda?!

Parę lat temu wszystkie operacje bankowe robiło się w banku. Człowiek musiał się ubrać i wyjść. Przy okazji był spacer, kawa przy stoliczku czy jakiś szybki wypad typu „co nowego w sklepach”.

Teraz nie musisz wychodzić- wszystko możesz zrobić online, przez telefon na przykład. Dzięki temu banki, mogą zmniejszyć zatrudniony personel. A co za tym idzie- zmniejszone etaty do pracy, zwiększające się bezrobocie. Bo przecież nie tylko banki zrobiły redukcję etatu.

Firmy telefoniczne, internet, prąd, woda, gaz, opłaty administracyjne...pewnie o czymś zapomniałam. Ale gdy coś się dzieje- to musisz zadzwonić. Obsługa klienta jest tylko telefoniczna. I się zaczyna.

„Jeśli chcesz połączyć się z...to wciśnij...a teraz wciśnij... i może jeszcze wciśnij....a najlepiej nie zawracaj nam du.@y i skończ te rozmowę...”

No i oczywiście: imię, rok urodzenia, adres....

A najbardziej kocham, uwielbiam jak po tych dziesięciu minutach wciskania słyszę, jak automat mówi: „a teraz powiedz parę słów po co dzwonisz”.

Ja- „wyjaśnić mój rachunek”

Automat- „ zapłacić swój rachunek, czy o to chodzi?”

Ja- „nie”

Au- „jeśli chcesz zapłacić swój rachunek to...pod adresem...”

Ja- „wyjaśnić swój rachunek!”

Au- „ przepraszam, nie rozpoznałam- powiedz parę słów...”

Ja- „WYJAŚNIĆ SWÓJ RACHUEK!!!!”

Au- „wyjaśnić swój rachunek- tak czy nie?”

Ja- „taaaak!”


Au- „aby wyjaśnić swój rachunek, możesz to zrobić online...pod adresem...”

Ja - „Z OBSŁUGĄ KLIENTA POPROSZĘ!!!”

Au- „ok, podaj mi parę....”

Ja- „q...wa!!!!!!!!”

Au- „przepraszam, nie rozpoznałam komendy....rachunek.... czy coś innego”

Ja- „COŚ INNEGO!!!aaaaaaaaaaa!!!!!!”

Au - „ok, za chwile będzie połączenie, proponujemy ci najlepszy serwis....podaje pytania bezpieczeństwa...”

Ok, dzieje się coś. Nareszcie! Ale kolejne 10 minut minęło i było kilka pytań bezpieczeństwa.

Obsługa klienta- „Witam, poproszę imię, nazwisko, adres, datę urodzenia....pytania bezpieczeństwa....a w jakiej sprawie dzwonisz...”

To po co ona mnie znowu pyta , byłam już o to pytana!!!

A to jeszcze nie wszystko. Opowiadam co się stało i zostaje przełączona do innego działu. I znowu to samo...I to samo....

Zabiera to nie raz dwie godziny. A kto mi odda ten czas...?

I co mogę zrobić? Nic, kompletnie nic. Mogę stracić nerwy i zdrowie tylko.



Ale mogę zrobić z mojego sąsiada Sancho Pansa (sąsiad ma 160 cm wzrostu...), z mojego kota (Charliego) rączego rumaka i założyć durszlak na głowę, kij od mopa w rękę i... No właśnie i co?! Nawet „wiatraka” nie mam żeby z nim walczyć!!!

O dorosłej dziewicy w okolicy też zapomnijmy.... a te „wiatraki” są dzisiaj nie widzialne, z którymi by człowiek powalczył- biedny Don Kichot nie miałby w dzisiejszych czasach łatwo!


Nawet nie chce już nawet wspominać o wyłączającym się laptopie, kiedy kończysz np. wypełniać jakąś aplikacje. O ginących tekstach, które się nie zapisały...O jednym z odcinków bloga, który się opublikował- ale do tej pory nie wiem gdzie....

Parę tygodni temu, zadzwonił do mnie dziennikarz z TVN. Robi program o tym, jakie śmieszne historie w pracy z internetem przydarzają się ludziom 50+.

No ja bym ten program nazwała „Nic śmiesznego”.

Może śmieszyły moje dzieci moje początki pracy z laptopem. Ciągle powtarzały: „laptop nie bomba i nie wybuchnie jak dotkniesz”...

Ale też doprowadzały ,mnie raczej do gorzkich łez a nie do śmiechu z żartów ze mnie.

Absurdalnie wiem, że nie pisałam bym bloga. Ale były inne formy pisania.

Nasz czas tez miał inny wymiar. Należał ewidentnie do Nas. To my byliśmy panami swojego czasu i przeznaczaliśmy na „coś tam”- tyle ile chcieliśmy. Wiedzieliśmy ile nam zajmie dojazd gdzieś tam, ile rozmowa i powrót do domu. A załatwianie rzeczy przez telefon- nigdy nie wiesz ile.

Do tego dołączmy wyłączający się telefon- kiedy robisz super zdjęcie, psujący się modernistyczny telewizor (lampy nie wymienisz)- psuje się tylko raz i amen, niedziałający komputer samochodowy- w momencie, kiedy spóźniony jesteś do pracy i wiele, wiele innych rzeczy „ułatwiających” Nam życie.


{taka mała historyjka-, a propos samochodu.

Kiedyś to było się przygotowanym, że twój samochód może nawalić. Bo to normalka była.

Ja miałam malucha, którym woziłam dzieci do przedszkola. I od rana byłam przygotowana, ze w skrzyni biegów jedynka, trójka i wsteczny nie działają. A więc miałam ze sobą zmiotkę- wkładałam zamiast drążka w skrzynie (szczotką do góry) i w trakcie zmiany biegów szczotką przytrzymywałam bieg nie pracujący.

A komputer nigdy nie wiesz, kiedy przestanie Ci pracować. Jedynie zima tak naprawdę Nas zaskakiwała- jak drogowców co roku zresztą.}


Więc tak naprawdę się zastanawiam- czy to Nam pomaga?

Ja niestety odnoszę wrażenie, ze zżera mi to mój prywatny czas. Zżera mi to nerwy. I najgorsze, że nie jestem z tym nic wstanie zrobić.

I czuje się jak ten Don Kichot Naszych czasów. Tyle, że w ramach moich ideałów już prawie nic się nie mieści. A nawet „wiatraków” brak.


Wasza Babcia z Piekła Rodem


Przepisiki na smakołyki



Dziś o czerwonej fasoli.

Czerwona fasola jest bardzo wartościowym produktem spożywczym- zawiera wiele istotnych dla funkcjonowania naszego organizmu witamin i mikroelementów. Obfituje w witaminy z grupy B, a szczególnie B1- która odpowiada za układ nerwowy.

Praktycznie nieznana do niedawna w Polsce. Oprócz wartości zdrowotnych jest niezwykle smaczna i uwielbiam ją.

Człowiek uprawiał ją od zarania dziejów- 7tysięcy lat- więc nie jest to jakaś modyfikacyjna wydumka. Prawdopodobnie jej ojczyzną jest Ameryka Środkowa. Oczywiście specjalistami w uprawianiu i przygotowywaniu jej, są Meksykanie.

Info o pierwszych uprawach w Europie, pochodzą z 1542 r.

Ale nasi rodacy, uprawiali ją na początku jako roślinę ozdobną.

Dodam tylko, że dla ludzi preferujących jedzenie warzyw, jest bardzo potrzebna jako bogaty składnik żywieniowy.

Używam jej od dawna i w wielu daniach. Ale, potrafię też otworzyć sobie puszkę i zjeść jako snak.


Muszę dodać szczyptę magii.

Oznacza się ona bowiem wyjątkową płodnością- przynosi olbrzymie plony. Uważana jest przez dietetyków bezapelacyjnie za najatrakcyjniejsze źródło białka, aminokwasów. Jest uznawana za gwiazdę wśród roślin, jeśli chodzi o zawartość błonnika.

Już te trzy przymiotniki- gwiazda, płodność, najatrakcyjniejsza- powinny mówić same za siebie.

Ale oprócz tego:

*obniża ryzyko zawału serca*stabilizuje poziom cukru we krwi*dostarcza żelazo*przeciwdziała nowotworom*

Absolutnie, pod żadnym pozorem nie wolno jej jeść na surowo!Jest wręcz toksyczna. Dlatego fasolę przed gotowaniem się moczy kilka godzin i gotuje minimum 30ści minut.


Zupa fasolowa Ala- Meksykańska


Co prawda napisałam w przepisie, że możecie użyć fasoli jaką lubicie- ale ja używam czerwonej (zwłaszcza że jest meksykańska). Przepis na tę bogatą w składniki roślinne, a jednocześnie oczyszczającą z toksyn a odżywiającą zupę, znajdziecie w 6tym odcinku mojego bloga (Emigracja).


Barszcz czerwony i fasola czerwona


Przygotowujemy warzywny rosół. Buraki ścieram na tarce. Kiedy bulion jest gotowy, wrzucam buraki. Liście laurowe, ziele angielskie, odrobina lubczyku i kilka goździków i pół pęczka kopru- też ląduje w garnku. Ocet (czy cytryna), pieprz, sól i cukier do smaku. A na koniec wrzucamy wcześniej ugotowaną fasolę (lub z puszki). Możemy dodać śmietany. A na pewno pokrojoną drugą połowę pęczka kopru.

Pamiętajmy, że barszczyk musi swoje odstać aby nabrać smaku.


Sałatka trzech kolorów z oliwą truflową


-trzy kolory fasoli (czerwona, biała, zwykła)

-papryka (trzy kolory),podsmażyć na patelni i dodać oregano i odsączyć na papierowym ręczniku

-czerwona cebula (pokroić w piórka))

-mieszanka sałatek (rukola, baby szpinak i liście młodego buraka- jeśli nie macie, to świeża botwinka)

Paprykę, cebule i fasolkę wsypujemy do miseczki. Dolewamy oliwę sałatkową (ja daje truflową), kolorowy zmielony pieprz, sól opcjonalnie i parę kropel limonki wciskamy- wszystko razem wymieszamy i odstawiamy na pół godziny. Po tym czasie, do drugiej misy kładziemy sałatę a na nią wszystkie składniki. Nie mieszamy.

Możemy trochę poszaleć i dodać pokrojone w plastry oliwki i posypać szafranem.

{oczywiście możemy do tego dodać grillowane halloumi lub łososia czy co tam sobie życzycie}


Warzywa zapiekane z jajkiem

 -brukselka (wcześniej podgotowana) przekrojona na pół

-kolorowe papryki (jaka jest w lodówce)

-cebula czerwona (lub jaką masz)

-pak choi (pokroić)

-czerwona fasola 

Właściwie co tam widać w lodówce, możesz dać do tej potrawy. Wszystko, oprócz cebulki podsmażone, a na wierzch czerwona fasola. Warzywa przyprawiam cząbrem lub majerankiem i czosnkiem. Dla „bezpieczeństwa” przed wzdęciami dodaje na koniec zmielony kminek.

Kiedy wszystko jest w żaroodpornym naczyniu, wbijam jajka i wstawiam do piekarnika na 180 stopni. Wyjmujemy kiedy jajka są ścięte.

{jest dość podobne do Fritaty, o której pisałam w odcinku 27mym bloga „Stary kredens Babci Anieli”}



Jak zwykle życzę Wam smacznego!


Wasza BzPR


Zajrzyjcie do mnie na Instagram babcia_z_piekla_rodem.

A także na stronę na FB Babcia z piekla rodem, stworzoną specjalnie dla Was.


SUBSKRYBUJ, jeśli chcesz dostawać powiadomienie o nowym odcinku bloga BzPR.

Zdjęcia: fasola-źródło Google, Google-Googlr,Don Kichot- Google, reszta by BzPR.



BLOG NIE TYLKO DLA BABĆ

Komentarze

Blog dla kobiet 40+

Zastanawiasz się, jak zadbać o ciało i ducha po czterdziestce? Chcesz wiedzieć, jak być szczęśliwą, atrakcyjną i spełnioną kobietą, w pełni świadomą swojej wartości? Babcia z piekła rodem to jedyny w swoim rodzaju blog, który został stworzony specjalnie dla kobiet 40+ oraz wszystkich tych pań, które pragną cieszyć się życiem w każdym wieku. Znajdziesz w nim odpowiedzi na wiele nurtujących Cię pytań, nie tylko tych związanych z tematyką urody oraz wizerunku. Czeka tu na Ciebie mnóstwo interesujących przepisów kulinarnych, wskazówek dotyczących naturalnej pielęgnacji ciała, a także wartościowych porad z zakresu zdrowego trybu życia i dbania o siebie. Ten wyjątkowy serwis poradnikowy dla kobiet doda Ci motywacji do działania na każdy dzień, ułatwi zmianę niewłaściwych nawyków i sprawi, że na nowo spojrzysz na otaczającą Cię rzeczywistość. Dzięki niemu znajdziesz sens egzystencji i nauczysz się cieszyć codziennością, kiedy wszystkie dni wyglądają tak samo.

Babcia z piekła rodem – to miejsce dla każdej z nas!

Chcesz wprowadzić jakieś zmiany w swoim dotychczasowym życiu? Szukasz inspiracji i pozytywnej energii, które pozwolą Ci w końcu odnaleźć Twoją prawdziwą pasję? Babcia z piekła rodem to blog tworzony przez energetyczną artystkę, która doskonale wie, jak poradzić sobie z upływającym czasem, by zachować młody umysł, ciało i ducha. Jeszcze kilka lat temu kobiety po czterdziestce były praktycznie niezauważane. A przecież one też pracują, wychowują dzieci i pragną jak najlepiej czuć się w swojej własnej skórze. Jeśli Ty też tak uważasz – koniecznie dołącz do nas i bądź szczęśliwa bez względu na metrykę! Miłej lektury!

Blog lifestylowy dla kobiet