59. A może nad morze!

 

        59.

A MOŻE NAD MORZE!

 

 


Wakacje dawno za nami , a następne daleko przed nami.

Ale jak cudownie jest sobie przypomnieć jak to jest- morza szum, ptaków śpiew no i złota plaża pośród drzew. No i przypomina Ciebie mi… w letnie dni….tra la la….

Kto by nie chciał tam być teraz!

Ale sytuacja polityczna (bo przecież nie medyczna…)- nie pozwala zbytnio sobie folgować. Więc dla mnie wyjazdy poza granice Anglii są na razie odległe.

Ale nic to- przeczekamy.

Wakacje nad morzem kojarzą nam się z przyjemnościami, radością, wolnością. Zapominamy o obowiązku pracy, śpimy, drinkujemy, tańczymy… I chyba nie zdajemy sobie sprawy z tych najprawdziwszych profitów jakie daje nam pobyt nad morzem.

Często jedziemy nad polskie morze, bo jest i bliżej i taniej. I bezpieczniej i Polacy czują się bardziej komfortowo.

Słońce, klimat morski, piasek, budowanie zamków z piasku, szum morza, fale – na które patrzymy, słona parująca woda, szczęście, śmiech, radość, głębokie wdechy i wydechy (zauważcie, że są one automatyczne i przy tej okazji mówimy „co za powietrze”), patrzenie na wydmy, przebywanie z rodziną czy przyjaciółmi, ryby, algi…- to jest niepowtarzalny uzdrawiający koktajl, kompleksowy zabieg odnowy biologicznej. SPA- niech się schowa. Bo to jest takie SPA naturalne, że żebyście się nie wiem jak w SPA starali- to takiego efektu nie będzie.   

Schorzenia dróg oddechowych, niedoczynność tarczycy, reumatyzm, łuszczyca, alergie, bezsenność, niska odporność, osteoporoza, nadwaga, stres, astma, zmysły…. To nie wszystkie profity z pobytu nad morzem.

I podniesienie naszej odporności. 

Ale niestety niektóre schorzenia mogą przysporzyć kłopotów, chodzi o zmiany temperatury (ciepło- zimno), ciśnienie atmosferyczne, różne prędkości wiatru, kontakt z nowym środowiskiem mikrobiologicznym- to silne bodźce, które ożywiają funkcje organizmu. Ale to trzeba traktować personalnie. 

Te bodźce to rodzaj treningów, które usprawniają wiele układów wewnętrznych- jednocześnie przyspieszając procesy regeneracyjne.

Klimat morski, jest jak hartowanie i termoregulacja naszego organizmu. To jest jak wizyta w barze tlenowym. A morska bryza- to prawdziwy dar dla alergików. I astmatyków. I dla osób z niedoczynnością tarczycy, chorobami skóry (np. łuszczyca czy cellulit), reumatyzmem, osteoporozą. Wilgoć unosząca się w powietrzu- nawilża śluzówki nosa a chłodna woda pobudza krążenie (tym samym pobudza prace przemiany materii i ułatwia usuwanie toksyn).

Codziennie wiejący wiatr od morza (wolne od skażonych pyłków i zanieczyszczeń) , niesie balsam dla dróg  oddechowych. Ogólnie, wyjazd nad morze to podreperowanie zdrowia nasyconym jodem- powietrzem. A kąpiele w słonej wodzie- korzystnie na nas wpływają.

Morze to recepta na zdrowie i urodę. Morze nas hartuje. Wzmacnia odporność. A spacery po piasku wzmacniają nasze mięśnie, kręgosłup i zapobiegają żylakom. Dla naszych stóp to peeling, masaż i poprawianie ukrwienia. Cała jego aura z witaminą D- jest dla nas zbawienna.

JOD

Zarówno nadmiar i niedobór tego pierwiastka, jest dla nas niebezpieczny. Ma on znaczny wpływ na działanie tarczycy a także stan psychiczny i fizyczny naszego organizmu.

Ten mikroelement wchodzi w skład powietrza, organizmów żywych oraz gleby. Największym jego źródłem, jest oczywiście morze. Ale też wszystkie pochodzące z niego organizmy.

Jest odpowiedzialny za produkcję hormonów tarczycy- a od ich stężenia we krwi natomiast, zależy prawidłowy rozwój nerek, serca, mięśni, przysadki mózgowej i układ nerwowy. Stymulują przemianę materii, odpowiadają za proces wzrostu, dojrzewania komórek, wytwarza energię, utrzymuje prawidłową temperaturę ciała, usuwa zatory z tętnic, chroni przed nowotworem, odpowiedzialny za  brak defektów umysłowych.   

Źródłem jodu są  przede wszystkim ryby morskie, algi, owoce morza, rośliny z terenów nadmorskich. A zawartość jodu w zbożach, owocach i warzywach, czy pitnej wodzie- uzależnione jest od występowania tego pierwiastka w tej glebie i tej wodzie.

Natomiast jego zawartość w produktach mlecznych, zależy od jego obecności w paszy dla zwierząt.

Zaś na jego niedobór, cierpi 2 bilionów ludzi i ma wpływ (wg. Światowej  Organizacji Zdrowia)na stan zdrowia całej populacji. Europa jest na pierwszym miejscu.

Przybieranie na wadze, sucha skóra, zmęczenie, zaburzenia miesiączkowania, poronienia, przedwczesny poród, uczucie chłodu- to niektóre objawy niedoboru.

Mniej jodu zawierają: kefir, maślanka, ser żółty, orzechy laskowe, sardynki.

Jego nadmiar to np. nadczynność tarczycy, zmiany w oskrzelach, zmiany skórne, zatrucie jodem, zaburzenia rytmu serca, wymioty, biegunka, białkomocz.

A dlaczego są tak licznie występujące niedobory?

A oto, to myślę trzeba się skierować do tych co nas karmią….


Prawdziwym cudem nad morzem, są wschody i zachody słońca. Oglądanie słońca w takiej formie, bez okularów przeciwsłonecznych- daje nam ogromne korzyści. Te zjawiska są nie tylko magicznie kojącym przeżyciem- ale pomaga zresetować nasz wewnętrzny zegar. Dodatkowo, nasze oczy wystawione na te słońce 1-2 minuty- dostają kosmiczną porcje witamin na pare tygodni. W międzyczasie, reperuje się co się da!

Pozwólmy organizmowi zsynchronizować się ze słońcem- jest dla niego życiodajne. I tak jak na słońce powinno się wychodzić bez okularów- aby oczy dostały dawkę witaminy D (bo tego bardzo potrzebują), tak przy ekranach jak: TV, telefonik, laptopik czy przy innych urządzonkach z ekranem- potrzebujemy okularów, które chroni nas przed niebieskim światłem z tych że ekranów. 

Popatrzmy ile ludzi nosi okulary, także i dzieci. 

 

 Nie odłącznym elementem pobytu nad morzem, jest krzyk mew.

{już nie wspomnę o tupocie białych mew nad morzem na dzień po…czyli w głowie po dobrym drinku😊}

Nie cieszą się ludzką zbytnią sympatią. Być może jest to spowodowane ich hałaśliwością czy ilością ich krążącą nad głowami (lub tupotem😊). Mewy mają (wg. badań) dość rozwinięte zdolności poznawcze. Jest to ptak o dobrze rozwiniętej inteligencji i bystrości. Możemy to zaobserwować przy zdobywaniu przez nią pożywienia. Świetnie adoptują się do nowego środowiska. I nie mylmy ich z rybitwami, bo różnią się gatunkowo.




Mewy doskonale odczytują oznaki słabości czy choroby. A czasami naiwności. Nauczyły się również naprowadzać większe drapieżniki na potencjalne ich ofiary. Zawsze coś się im skapnie.

Ciekawostką jest to, że gdy zabraknie wolnych partnerów- wolne samice wiążą się z innymi singielkami. Razem budują gniazdo, wysiedzą jaja. A skąd pisklęta- zapytacie. No cóż, zawsze się trafi jakiś życzliwy sąsiad…

Kiedy otwieram okno w sypialni aby wywietrzyć, mogę zamknąć oczy i przenieść się nad morze- dzięki ich krzykowi. Dziś rano też tak było. Dość spore stadko krążyło wokół mojego budynku mieszkalnego. A grzejące mocno słoneczko zapraszało do wędrówki. I choć rzeczywiście mocno grzało, to temperatura na zewnątrz nie zachęcała do spaceru. Nawet kaptur na głowie miałam!


Żeby wybrać się na dłuższy spacer, trzeba włożyć specjalne buty. Na drodze mojej wędrówki jest taka breja, że można nieźle się poślizgnąć. I bez odpowiedniego obuwia, zobaczyć swój własny orła cień, fruwający nad błotem. A potem w nim. Błocko spowodowane jest wysoką wilgocią powietrza- ale nie tylko. Tabuny spacerowiczów z piesełami brną w tej rozmiękniętej ziemi. Pieseły- wiadomo- biegają i skaczą. A białe piesy robią się czarne. Zastanawiam się zawsze, jak opiekunowie potem dochodzą do czystości ze swoimi pupilami.  I jak wygląda wejście do ich domów- po takim błotnym spacerze.

Ogólnie natura nie wygląda atrakcyjnie o tej porze roku. Dodatkowo ujemnej atrakcyjności dodają pozostawione przez fleje ludzkie- śmieci. Ponieważ wysokie źdźbła i chwasty chwilowo wymarły, odkryły te ludzkie (??) oblicze- puszki, butelki, opakowania po chipsach itp., itd.. (Nie)wątpliwą ozdobą – i jednocześnie wspaniałą naszą wizytówką- był zawieszony na krzaku kawałek papieru toaletowego. Goła przyroda (taka pora roku), obnaża do golasa naszą kulturę- a raczej jej brak.   


Przytuliłam się do mojego drzewa Matki (pisałam w poprzednim odcinku), a nad głową zobaczyłam krążącego kormorana. Kilka kani towarzyszyło mi od początku mojej wędrówki. Wisiały nie ruchomo na całą szerokość swoich skrzydeł (a potrafią one sięgać aż do 170cm). Wyglądały jak latawce zawieszone na linach pod niebem.

Kormoran gdzieś wylądował i postanowiłam go upolować (aparatem telefonu). Poszłam w kierunku rzeki. Łąka jest bardzo bagnista- ale dawałam radę. Stawiałam bocianie kroki aby omijać pewne bajora. I nagle zawisłam z nogą w powietrzu.

Naprzeciwko mnie (i nie daleko ode mnie) stała- nie kto inny jak- czapla. Ona zamarła w swoim ruchu i ja zamarłam w swoim kroku (najgorsze, że w momencie kiedy noga była w górze), aby jej nie spłoszyć. Raczej nie była pewna co w jej kierunku szło, bo kurtka była zielona. Ale ją też było trudno zauważyć, bo trawy były wypłowiałe a za nią zszarzałe. I tam stała ona- ubrana cała na szaro. Towarzystwo (wzajemnej adoracji😊) zlewało się w całość. Czyli czapla zlała się ze środowiskiem. Stwierdziłam, że dostrzegając kormorana i rozpoznając czaple w trawie- muszę mieć sokoli wzrok.


Ale bez okularów. Bo mam co prawda progresywne okulary, ale bez nich widzę z daleka rzeczy lepiej. Ja wiem, że powinnam to zgłosić, ale byłam w tej firmie za każdym razem kiedy odbierałam nowe- po kilka razy. Ba! Byłam to za mało powiedziane. Ja tam bywałam za każdym razem, po kilka razy. Więc teraz tam nie chce już iść- bo groziło by to przegryzieniem aorty…przeze mnie… że znowu tam jestem!

Bo nie można zrobić raz i porządnie. No nie, bo po co? Klient musi się nachodzić, nałazić, nawracać, powracać…Bo klient od tego jest.

I wróćmy do czapli. 

Powoli stawiałam nogę na ziemi i wyciągałam (także powoli, bardzo powoli) telefon. Jakby ktoś mi się przyglądał, to zapewne wyglądałam jak zatrzymana w kadrze a potem puszczona w zwolnionym tempie.

Ale czapla wydawała się widzieć każdą migawkę. Zrobiłam zwrot w inną stronę aby jej nie płoszyć. Niestety odleciała. Udałam się więc w stronę kormorana, aby go ustrzelić. A poza tym w tą sama stronę udała się też ona.

Podeszłam do obnażonego o tej porze roku koryta rzeki. Ani czapli ani kormorana. Ale intuicyjnie czułam, że tam gdzieś coś jest. A także słyszałam, że gdzieś coś jest. Lekki szelest. I to nie jeden raz. Moja intuicja mnie nie zawodzi- tak jak tym razem. Nad środkiem łysej rzeki wisiały łyse, splątane gałęzie. Ciemna otchłań koryta i ciemne gałęzie- ograniczały widoczność i znalezienie jakiegokolwiek, najmniejszego ptaszka. Ale nie dla mnie- moi drodzy! Jako doświadczony podróżnik i przyrodnik- i ostatnio ornitolog- dostrzegłam go 😊! Siedział pośrodku tych splątanych gałęzi i kompletnie nie odróżniał się od niczego kolorem. Nawet nie próbowałam zrobić zdjęcia telefonem, bo nic nie byłoby widać. Niestety ja (ubrana cała na zielono), odróżniałam się widocznie od tej szarości- bo kormoran odleciał sobie. Pewnie na jakiś lunch w spokojniejszym i mniej tłocznym miejscu.


{Oczywiście kiedy będę miała więcej pieniędzy (bo bogata to jestem😊), to obiecuje solennie że kupię aparat. I będę robić takie zdjęcia czapli i kormoranowi- że padną jak zobaczą😊.}

Wracając, spotkałam dużo spacerujących. Wymieniane uprzejmości typu uśmiech, albo „jak się masz”- to są chyba tylko jednak uprzejmości z ich strony. Odnoszę wrażenie, że jeżeli po zapytaniu „jak się masz” powiedziałabym że mam kłopoty (i opowiedziała o nich)- to następnym razem omijano by mnie szerokim łukiem lub rzucano by się do ucieczki (z okrzykiem np. „o nie, tylko nie ona!”). I druga strona medalu. Po wymienionych uprzejmościach z napotkaną mi kobieta (znaną z kawiarni),  spojrzałam na jej dłonie. Naprawdę było zimno i naprawdę jej palce wyglądały na mocno zmarznięte (wydawało mi się nawet, że słyszę jak zamarzają…). Ale na moje pytanie „chyba bardzo zimno ci w ręce”- odpowiedź była „nieee, jest ok” (brakowało tylko, żeby powiedziała że wspaniale). Podejrzewam, że gdyby właśnie odpadały jej zamrożone palce- też byłoby „ok”. Sąsiad złamał nogę, pytam się „co z tobą”- odpowiedź „jestem ok”. Gips pod pachy- ale on jest „ok”. Samochód cię rozjechał?- tak, ale jestem ok.

To taki trochę odmienny naród niż my. Nie oceniam czy lepszy, czy gorszy. Ale totalnie inny. Nigdy (jak tu jestem 16 lat) nie widziałam jakiejś spontanicznej reakcji. Mają (moim skromnym zdaniem) obcykane zwroty- czyli nie muszą się wysilać na jakieś myślenie co mają w danym momencie powiedzieć. To bardzo stoicki naród ze stoickim spokojem. Ten stoicki spokój widziałam wiele razy, kiedy czekając na pociąg do pracy (mam na myśli metro, czyli podziemna duszną platforma a na dokładkę rano z ogromną ilością ludzi, że palca nie wsadzi), nie weszli do kolejnego pociągu. Bo tak było tłoczno. A oni stoją z gazetką, z kamienną twarzą bez emocji. Człowieka skręca i cisną się z rana różne słowa…A oni cisną się do zatłoczonego pociągu, wszyscy jak ogórki w słoiku- a oni to kamienna twarz. Zero reakcji, zero zdenerwowania.

„Stary, zgniotłam ci nogę!”-a twarz bez emocji odpowiada „nie martw się, jest ok”.

Albo taki obrazek.

Anglia nie ma zim jak w Polsce. Ale parę lat temu, zdarzyło się że napadało dużo śniegu. Bardzo dużo, komunikacja sparaliżowana i Londyn też. No ale był piątek i żeby tradycji zadość się stało- Anglicy powinni iść obowiązkowo do pubu. A że są to ludzie obowiązkowi i tyradycyjni 😊 (pod względem tej tradycji)- to poszli. A że palą, to trzeba iść na ogródek. Ale jest śnieg….i zimno. A co tam śnieg i zimno. A co tam, że piwo zamarza w szklance i papieros mokry. Oni stoją, palą a zimno jak diabli, ręce czerwone z zimna. Ale oni stoją. I jest ok. To jest dopiero naród nie gniotsa i nie łamiotsa. Co tam Rosjanie- oni mają takie zimy cały czas. Więc są przyzwyczajeni. A Anglicy raz na kilkadziesiąt lat. I wytrzymują. I jest OK.

Aż mi się zimno zrobiło. Trzeba się napić czegoś gorącego- chętnie herbaty.

HERBATA

Herbata jest w każdym kraju znana. Ale tak naprawdę, mało kto wie jaką powinno się pić. Na pewno nie tą z torebek.

Naukowcy opróżnili saszetki czterech rodzajów herbaty, umyli i pogrzali w pojemnikach z wodą. Wyniki były raczej dość przerażające. W temperaturze parzenia, z torebek uwalnia się mikroplastik i nanoplastik. Czyli prostym językiem mówiąc- w herbacie, którą pijemy jest plastik. Nie są to jakieś wielkie ilości- ale jest. Organizm nie lubi rzeczy nie naturalnych i po nich choruje. A na dokładkę, przeprowadzone (oczywiście na biednych zwierzętach) badania, wykazały nieprawidłowości anatomiczne i behawioralne.

Mikrocząsteczki plastiku, są wszechobecne. Drobiny tworzyw sztucznych krążą w atmosferze po całej planecie. I w ten sposób docierają do najbardziej odludnych miejsc. Są w żywności, w wodzie morskiej, wodzie pitnej a nawet w organizmach ludzkich i zwierzęcych. Do końca nie wiadomo jaki to ma wpływ na nasz organizm.

Ale wiemy, że ma ogromny wpływ na każdy ekosystem na naszej planecie. A skąd te mikrocząsteczki? To proste- z rozkładającego się plastiku. Odpadki rozkładają się na coraz mniejsze fragmenty, aż tworzą cząsteczki mniej niż 5 milimetrów. Idą w świat z wiatrem, inne są zjadane przez rybki (które trafiają na nasz stół) a jeszcze inne zabierane są przez fale.

To tylko herbaciane torebeczki- a co z resztą…?

Twierdzi się, że widzimy tylko 1% tworzyw sztucznych w oceanach i morzach (to, co na powierzchni). W rzeczywistości szacuje się, że każdego roku ponad 10 milionów ton odpadów- tworzy tzw. wyspy śmieci.

Statystyki są koszmarne. Wykazano bowiem, że w atmosferze znajdują się tysiące ton mikroplastiku. I w każdym roku jeszcze więcej plastiku ( o czym pisałam z okazji zbliżających się świąt, odc. 54).

To jest katastrofa. Jesteśmy nim otoczeni. Plastik mamy nawet w kleju w meblach i innych rzeczach, oddychamy nim- ale o tym innym razem.

{info o mikroplastiku są ogólnodostępne w internecie i różnych publikacjach}

To oczywiście nie znaczy, że mamy zrezygnować z picia herbaty. Po prostu sięgajmy po herbatę sypką. Wróćmy do imbryków i sitek. Ja nie mam z tym problemu, ponieważ nigdy nie lubiłam tych herbat torebkowych  . Robię herbaty z ziół i świeżych owoców.

Ale czasem piję herbatę zieloną- mam całe gałązki z ich cała roślinnością.

Zielona herbata

Wspaniały aromat i smak. Poprawia wygląd skóry, przemianę materii, uspakaja umysł i serce, kojąca na nadciśnienie, dobra na choroby dziąseł, poprawia krążenie, profilaktyka nowotworowa, poprawia pamięć, zmniejsza ryzyko miażdżycy, wspaniała na metabolizm wątroby, odkwasza, spala tkankę tłuszczową. Poza tym, działa bardziej pobudzająco niż kawa.

Szkoła parzenia jest jedna: im dłużej, tym jest mniej pobudzająca- zależy na czym Tobie zależy 😊. 2-3 min. parzenia ma efekt pobudzający, a 4-6 min. ma działanie uspakajające.  I jeszcze ważna informacja- możemy parzyć liście aż trzy razy.


Herbata czerwona

Chińska prowincja Yunnan jest bardzo znana. Stąd jest Pu-ehr. Dojrzewa przez kilka lat a fermentować może przez wiele dekad. Im starsza- tym droższa. W Azji pije się ją bez przerwy, na zrzucenie kilogramów. Bardzo przydatna również w zbiciu złego cholesterolu.

Parzymy ją w nie więcej jak 90 stopniach. 1-3 min., to okres parzenia. Po tym czasie, herbata staje się gorzka.

Herbata czarna  

Czarna herbata ma dużo odmian. I jest bardzo zdrowa- od odchudzania po cukrzycę i wiele innych chorób. Niby ma w sobie toksyczny fluor- ale niewielkie ilości. No chyba, że ktoś by pił parę litrów codziennie. Ale nie polecam, bo pita w dużych dawkach- absurdalnie odwadnia i mocno pobudza aż do kłopotów ze snem.

Herbaty detoksykacyjne

Tutaj UWAGA! W większości tych herbat jest składnik, który powinno się brać w pewnych okolicznościach. Liść senny. Zazwyczaj powinno się go stosować przy ekstremalnych zaparciach. Jego działanie to podrażnienie jelit- przez co jest przeczyszczająca. Może to zaburzyć przemianę materii a przy chorobie jelit, wątroby czy żołądka- jest wręcz niebezpieczne. Poza tym te oczyszczenie, polega na pełnym oczyszczeniu organizmu ze wszystkiego! Mam na myśli, że odtruwa również z minerałów, witamin, elektrolitów, składników odżywczych też.

{to jakbyś przeszedł chorobę z wysoką temperaturą- ona tez czyści wszystko, te witaminy czy minerały, które bierzesz w czasie choroby, też}

Herbata biała

Ma łagodny smak z naturalną słodyczą. Jest zrobiona z najmłodszych pąków. Podobno pomaga w walce z rakiem, cukrzycą, infekcjami bakteryjnymi, spowalnia starzenie się komórek. Parzy się w 75-90 stopniach 2-5 min.. W zależności od rodzaju. Ogólnie uważana jest za najzdrowszą. Posiada również kofeinę, wit. C, łagodzi stres, poprawia koncentracje, zapobiega miażdżycy, obniża zły cholesterol.

Herbata z hibiskusa

O ja tę bardzo lubię! Z kwiatów. Źródło wit. C, antyoksydanty, wzmacnia organizm, pobudza a jednocześnie uspokaja, ładuje energię, obniża ciśnienie, pomaga w depresji. 90-95 stopni to dobra temperatura do parzenia, które powinno trwać 5-10 min.. Dodam jeszcze, że jej przepiękny rubinowy kolor- zachęca do picia.


Herbata z pokrzywy

Nie byłabym sobą, żebym nie napisała o tym cudzie natury. W moim blogu możecie ją spotkać jako herbatę, wcierkę, tonik czy składnik sałatki. Coś w tym jest, że ona rośnie dokładnie wszędzie. W starych przypisach ludowych jest powiedziane, że zioła rosną tam- gdzie są potrzebne. W Twoim ogródku rosną zioła, które są potrzebne Tobie lub Twoim bliskim. To jest swoista magia- magia wszechświata, który nas otacza. Nasza energia i to co wydzielamy, jest odbierane przez Nature, która jest po to aby nam pomóc. Pisałam o tym ostatnio na FB, na stronie Babci z piekla rodem. Pewnie będę pisać i tu.

Po krótce, pokrzywa nie powinna być uznana jako chwast. Jest to roślina o ogromnym zastosowaniu i cudownym wpływie na nas.  Od bolesnego poparzenia począwszy (ich kwas mrówkowy zbawiennie wpływa na reumatyzm i choroby  stawów, pomaga przy gojeniu ran) poprzez zupy czy sałatki, kosmetykę, włosy a skończywszy na herbatkach. Musze wspomnieć jeszcze, że jest bardzo cennym dodatkiem do paszy zwierząt (jak wiemy, zwierzęta bardziej słuchają swojego organizmu i intuicji niż my i wiedzą co mają jeść).

Wysoka zawartość wit. B1, C, E, K, wapnia, krzemu, fosforu, żelaza i inne minerały- obiecują dużo. Uważajmy np. likwidując obrzęki, żeby nie przesadzić z jej piciem. We wszystkim trzeba mieć umiar, bo może wywołać efekt odwrotny.

{tak na marginesie, na stronie frontowej bloga są zakładki- takie trzy kreseczki poziome- i tam możecie znaleźć różne info tematyczne w moim blogu, nie wertując odcinków}

I to było na tyle w dzisiejszym odcinku. Mam nadzieje, że znaleźliście coś ciekawego dla siebie. I skorzystaliście z tych informacji. Mamy wybór jeśli jestesmy świadomi- albo leki z bożej apteki (które możesz poznać, jeśli tylko chcesz), albo leki z apteki (po których do końca nie wiemy co się dzieje w naszym organiźmie).  

Ściskam Was kochani,

Wasza Babcia z piekła Rodem.

Ogłoszenia parafialne😆

Zdjęcia: profilowe i z wędrówek- by archiwum BzPR, reszta Google.

Zapraszam na stronę na FB -Babcia z Piekla Rodem, czy Instagram babcia_z_piekla_rodem.

BLOG NIE TYLKO DLA BABĆ

Komentarze

  1. Jak zwykle milo sie czytalo :) I tyle ciekawostek mozna sie dowiedziec i tez posmiac z opisow przygod z czapla

    OdpowiedzUsuń
  2. Pobyty nad morzem to również dla mnie wspaniałe wspomnienia, więc czytałam wzdychając co chwila 🙄!. Opisy przyrody i zwierząt - jak zwykle, bezcenne!!! 😆 Co do Anglików, to fakt, że ta ich regółka powitalna jest sztywniacka😁( bo tak wypada), ale moim zdaniem lepsze to niż NIC, jak w Polsce☹️. Sąsiad nawet cię nie zauważa a obcy ludzie traktują się nawzajem jak wrogowie 😠. Anglicy się nie skarżą, bo nie rozczulają się nad sobą tak jak my Polacy. Oni są tak wychowywani bo to anglosaska twardość. My słowianie, nigdy tego nie zrozumiemy bo jesteśmy z innej bajki. Herbatki, rzecz nie do przecenienia! ☕☕

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam wizyty nad morzem i zawsze świetnie się tam czuję 😊 A biały piesek po błotnym spacerze wygląda jak po wizycie w salonie i zabiegu ombre😅 z przedpokoju prosto do wanny trafia🐾🐾🐾

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Blog dla kobiet 40+

Zastanawiasz się, jak zadbać o ciało i ducha po czterdziestce? Chcesz wiedzieć, jak być szczęśliwą, atrakcyjną i spełnioną kobietą, w pełni świadomą swojej wartości? Babcia z piekła rodem to jedyny w swoim rodzaju blog, który został stworzony specjalnie dla kobiet 40+ oraz wszystkich tych pań, które pragną cieszyć się życiem w każdym wieku. Znajdziesz w nim odpowiedzi na wiele nurtujących Cię pytań, nie tylko tych związanych z tematyką urody oraz wizerunku. Czeka tu na Ciebie mnóstwo interesujących przepisów kulinarnych, wskazówek dotyczących naturalnej pielęgnacji ciała, a także wartościowych porad z zakresu zdrowego trybu życia i dbania o siebie. Ten wyjątkowy serwis poradnikowy dla kobiet doda Ci motywacji do działania na każdy dzień, ułatwi zmianę niewłaściwych nawyków i sprawi, że na nowo spojrzysz na otaczającą Cię rzeczywistość. Dzięki niemu znajdziesz sens egzystencji i nauczysz się cieszyć codziennością, kiedy wszystkie dni wyglądają tak samo.

Babcia z piekła rodem – to miejsce dla każdej z nas!

Chcesz wprowadzić jakieś zmiany w swoim dotychczasowym życiu? Szukasz inspiracji i pozytywnej energii, które pozwolą Ci w końcu odnaleźć Twoją prawdziwą pasję? Babcia z piekła rodem to blog tworzony przez energetyczną artystkę, która doskonale wie, jak poradzić sobie z upływającym czasem, by zachować młody umysł, ciało i ducha. Jeszcze kilka lat temu kobiety po czterdziestce były praktycznie niezauważane. A przecież one też pracują, wychowują dzieci i pragną jak najlepiej czuć się w swojej własnej skórze. Jeśli Ty też tak uważasz – koniecznie dołącz do nas i bądź szczęśliwa bez względu na metrykę! Miłej lektury!

Blog lifestylowy dla kobiet