59.
A MOŻE NAD MORZE!
Wakacje dawno za nami , a następne daleko przed nami.
Ale jak cudownie
jest sobie przypomnieć jak to jest- morza szum, ptaków śpiew no i złota plaża
pośród drzew. No i przypomina Ciebie mi… w letnie dni….tra la la….
Kto by nie chciał
tam być teraz!
Ale sytuacja
polityczna (bo przecież nie medyczna…)- nie pozwala zbytnio sobie folgować.
Więc dla mnie wyjazdy poza granice
Anglii są na razie odległe.
Ale nic to-
przeczekamy.
Wakacje nad
morzem kojarzą nam się z przyjemnościami, radością, wolnością. Zapominamy o
obowiązku pracy, śpimy, drinkujemy, tańczymy… I chyba nie zdajemy sobie sprawy
z tych najprawdziwszych profitów jakie daje nam pobyt nad morzem.
Często jedziemy nad
polskie morze, bo jest i bliżej i taniej. I bezpieczniej i Polacy czują się
bardziej komfortowo.
Słońce, klimat
morski, piasek, budowanie zamków z piasku, szum morza, fale – na które
patrzymy, słona parująca woda, szczęście, śmiech, radość, głębokie wdechy i
wydechy (zauważcie, że są one automatyczne i przy tej okazji mówimy „co za
powietrze”), patrzenie na wydmy, przebywanie z rodziną czy przyjaciółmi, ryby,
algi…- to jest niepowtarzalny uzdrawiający koktajl, kompleksowy zabieg odnowy
biologicznej. SPA- niech się schowa. Bo to jest takie SPA naturalne, że
żebyście się nie wiem jak w SPA starali- to takiego efektu nie będzie.
Schorzenia dróg oddechowych, niedoczynność tarczycy, reumatyzm, łuszczyca, alergie, bezsenność, niska odporność, osteoporoza, nadwaga, stres, astma, zmysły…. To nie wszystkie profity z pobytu nad morzem.
I podniesienie naszej odporności.
Ale niestety niektóre schorzenia mogą przysporzyć kłopotów, chodzi o zmiany
temperatury (ciepło- zimno), ciśnienie atmosferyczne, różne prędkości wiatru, kontakt
z nowym środowiskiem mikrobiologicznym- to silne bodźce, które ożywiają funkcje
organizmu. Ale to trzeba traktować personalnie.
Te bodźce to
rodzaj treningów, które usprawniają wiele układów wewnętrznych- jednocześnie
przyspieszając procesy regeneracyjne.
Klimat morski,
jest jak hartowanie i termoregulacja naszego organizmu. To jest jak wizyta w
barze tlenowym. A morska bryza- to prawdziwy dar dla alergików. I astmatyków. I
dla osób z niedoczynnością tarczycy, chorobami skóry (np. łuszczyca czy
cellulit), reumatyzmem, osteoporozą. Wilgoć unosząca się w powietrzu- nawilża
śluzówki nosa a chłodna woda pobudza krążenie (tym samym pobudza prace przemiany
materii i ułatwia usuwanie toksyn).
Codziennie
wiejący wiatr od morza (wolne od skażonych pyłków i zanieczyszczeń) , niesie balsam
dla dróg oddechowych. Ogólnie, wyjazd
nad morze to podreperowanie zdrowia nasyconym jodem- powietrzem. A kąpiele w
słonej wodzie- korzystnie na nas wpływają.
Morze to recepta
na zdrowie i urodę. Morze nas hartuje. Wzmacnia odporność. A spacery po piasku
wzmacniają nasze mięśnie, kręgosłup i zapobiegają żylakom. Dla naszych stóp to peeling,
masaż i poprawianie ukrwienia. Cała jego aura z witaminą D- jest dla nas zbawienna.
JOD
Zarówno
nadmiar i niedobór tego pierwiastka, jest dla nas niebezpieczny. Ma on znaczny
wpływ na działanie tarczycy a także stan psychiczny i fizyczny naszego
organizmu.
Ten
mikroelement wchodzi w skład powietrza, organizmów żywych oraz gleby. Największym
jego źródłem, jest oczywiście morze. Ale też wszystkie pochodzące z niego
organizmy.
Jest
odpowiedzialny za produkcję hormonów tarczycy- a od ich stężenia we krwi
natomiast, zależy prawidłowy rozwój nerek, serca, mięśni, przysadki mózgowej i
układ nerwowy. Stymulują przemianę materii, odpowiadają za proces wzrostu, dojrzewania
komórek, wytwarza energię, utrzymuje prawidłową temperaturę ciała, usuwa zatory
z tętnic, chroni przed nowotworem, odpowiedzialny za brak defektów umysłowych.
Źródłem
jodu są przede wszystkim ryby morskie,
algi, owoce morza, rośliny z terenów nadmorskich. A zawartość jodu w zbożach,
owocach i warzywach, czy pitnej wodzie- uzależnione jest od występowania tego
pierwiastka w tej glebie i tej wodzie.
Natomiast
jego zawartość w produktach mlecznych, zależy od jego obecności w paszy dla
zwierząt.
Zaś
na jego niedobór, cierpi 2 bilionów ludzi i ma wpływ (wg. Światowej Organizacji Zdrowia)na stan zdrowia całej
populacji. Europa jest na pierwszym miejscu.
Przybieranie
na wadze, sucha skóra, zmęczenie, zaburzenia miesiączkowania, poronienia,
przedwczesny poród, uczucie chłodu- to niektóre objawy niedoboru.
Mniej
jodu zawierają: kefir, maślanka, ser żółty, orzechy laskowe, sardynki.
Jego
nadmiar to np. nadczynność tarczycy, zmiany w oskrzelach, zmiany skórne,
zatrucie jodem, zaburzenia rytmu serca, wymioty, biegunka, białkomocz.
A
dlaczego są tak licznie występujące niedobory?
A
oto, to myślę trzeba się skierować do tych co nas karmią….
Prawdziwym cudem nad morzem, są wschody i zachody słońca. Oglądanie słońca w takiej formie, bez okularów przeciwsłonecznych- daje nam ogromne korzyści. Te zjawiska są nie tylko magicznie kojącym przeżyciem- ale pomaga zresetować nasz wewnętrzny zegar. Dodatkowo, nasze oczy wystawione na te słońce 1-2 minuty- dostają kosmiczną porcje witamin na pare tygodni. W międzyczasie, reperuje się co się da!
Pozwólmy organizmowi zsynchronizować się ze słońcem- jest dla niego życiodajne. I tak jak na słońce powinno się wychodzić bez okularów- aby oczy dostały dawkę witaminy D (bo tego bardzo potrzebują), tak przy ekranach jak: TV, telefonik, laptopik czy przy innych urządzonkach z ekranem- potrzebujemy okularów, które chroni nas przed niebieskim światłem z tych że ekranów.
Popatrzmy ile ludzi nosi okulary, także i dzieci.
Nie odłącznym elementem pobytu nad morzem, jest krzyk mew.
{już nie wspomnę
o tupocie białych mew nad morzem na dzień po…czyli w głowie po dobrym drinku😊}
Nie cieszą się
ludzką zbytnią sympatią. Być może jest to spowodowane ich hałaśliwością czy
ilością ich krążącą nad głowami (lub tupotem😊).
Mewy mają (wg. badań) dość rozwinięte zdolności poznawcze. Jest to ptak o
dobrze rozwiniętej inteligencji i bystrości. Możemy to zaobserwować przy
zdobywaniu przez nią pożywienia. Świetnie adoptują się do nowego środowiska. I
nie mylmy ich z rybitwami, bo różnią się gatunkowo.
Mewy doskonale odczytują oznaki słabości czy choroby. A czasami naiwności. Nauczyły się również naprowadzać większe drapieżniki na potencjalne ich ofiary. Zawsze coś się im skapnie.
Ciekawostką jest
to, że gdy zabraknie wolnych partnerów- wolne samice wiążą się z innymi singielkami.
Razem budują gniazdo, wysiedzą jaja. A skąd pisklęta- zapytacie. No cóż, zawsze
się trafi jakiś życzliwy sąsiad…
Kiedy otwieram okno w sypialni aby wywietrzyć, mogę zamknąć oczy i przenieść się nad morze- dzięki ich krzykowi. Dziś rano też tak było. Dość spore stadko krążyło wokół mojego budynku mieszkalnego. A grzejące mocno słoneczko zapraszało do wędrówki. I choć rzeczywiście mocno grzało, to temperatura na zewnątrz nie zachęcała do spaceru. Nawet kaptur na głowie miałam!
Żeby wybrać się na dłuższy spacer, trzeba włożyć specjalne buty. Na drodze mojej wędrówki jest taka breja, że można nieźle się poślizgnąć. I bez odpowiedniego obuwia, zobaczyć swój własny orła cień, fruwający nad błotem. A potem w nim. Błocko spowodowane jest wysoką wilgocią powietrza- ale nie tylko. Tabuny spacerowiczów z piesełami brną w tej rozmiękniętej ziemi. Pieseły- wiadomo- biegają i skaczą. A białe piesy robią się czarne. Zastanawiam się zawsze, jak opiekunowie potem dochodzą do czystości ze swoimi pupilami. I jak wygląda wejście do ich domów- po takim błotnym spacerze.
Ogólnie natura nie
wygląda atrakcyjnie o tej porze roku. Dodatkowo ujemnej atrakcyjności dodają pozostawione
przez fleje ludzkie- śmieci. Ponieważ wysokie źdźbła i chwasty chwilowo
wymarły, odkryły te ludzkie (??) oblicze- puszki, butelki, opakowania po
chipsach itp., itd.. (Nie)wątpliwą ozdobą – i jednocześnie wspaniałą naszą
wizytówką- był zawieszony na krzaku kawałek papieru toaletowego. Goła przyroda
(taka pora roku), obnaża do golasa naszą kulturę- a raczej jej brak.
Przytuliłam się do mojego drzewa Matki (pisałam w poprzednim odcinku), a nad głową zobaczyłam krążącego kormorana. Kilka kani towarzyszyło mi od początku mojej wędrówki. Wisiały nie ruchomo na całą szerokość swoich skrzydeł (a potrafią one sięgać aż do 170cm). Wyglądały jak latawce zawieszone na linach pod niebem.
Kormoran gdzieś
wylądował i postanowiłam go upolować (aparatem telefonu). Poszłam w kierunku rzeki.
Łąka jest bardzo bagnista- ale dawałam radę. Stawiałam bocianie kroki aby
omijać pewne bajora. I nagle zawisłam z nogą w powietrzu.
Naprzeciwko mnie
(i nie daleko ode mnie) stała- nie kto inny jak- czapla. Ona zamarła w swoim
ruchu i ja zamarłam w swoim kroku (najgorsze, że w momencie kiedy noga była w
górze), aby jej nie spłoszyć. Raczej nie była pewna co w jej kierunku szło, bo
kurtka była zielona. Ale ją też było trudno zauważyć, bo trawy były wypłowiałe
a za nią zszarzałe. I tam stała ona- ubrana cała na szaro. Towarzystwo
(wzajemnej adoracji😊) zlewało się w całość. Czyli czapla zlała
się ze środowiskiem. Stwierdziłam, że dostrzegając kormorana i rozpoznając
czaple w trawie- muszę mieć sokoli wzrok.
Ale bez okularów. Bo mam co prawda progresywne okulary, ale bez nich widzę z daleka rzeczy lepiej. Ja wiem, że powinnam to zgłosić, ale byłam w tej firmie za każdym razem kiedy odbierałam nowe- po kilka razy. Ba! Byłam to za mało powiedziane. Ja tam bywałam za każdym razem, po kilka razy. Więc teraz tam nie chce już iść- bo groziło by to przegryzieniem aorty…przeze mnie… że znowu tam jestem!
Bo nie można
zrobić raz i porządnie. No nie, bo po co? Klient musi się nachodzić, nałazić,
nawracać, powracać…Bo klient od tego jest.
I wróćmy do czapli.
Powoli stawiałam nogę na ziemi i wyciągałam (także powoli, bardzo
powoli) telefon. Jakby ktoś mi się przyglądał, to zapewne wyglądałam jak
zatrzymana w kadrze a potem puszczona w zwolnionym tempie.
Ale czapla wydawała
się widzieć każdą migawkę. Zrobiłam zwrot w inną stronę aby jej nie płoszyć. Niestety
odleciała. Udałam się więc w stronę kormorana, aby go ustrzelić. A poza tym w
tą sama stronę udała się też ona.
Podeszłam do
obnażonego o tej porze roku koryta rzeki. Ani czapli ani kormorana. Ale
intuicyjnie czułam, że tam gdzieś coś jest. A także słyszałam, że gdzieś coś
jest. Lekki szelest. I to nie jeden raz. Moja intuicja mnie nie zawodzi- tak
jak tym razem. Nad środkiem łysej rzeki wisiały łyse, splątane gałęzie. Ciemna
otchłań koryta i ciemne gałęzie- ograniczały widoczność i znalezienie jakiegokolwiek,
najmniejszego ptaszka. Ale nie dla mnie- moi drodzy! Jako doświadczony
podróżnik i przyrodnik- i ostatnio ornitolog- dostrzegłam go 😊! Siedział pośrodku tych splątanych gałęzi i
kompletnie nie odróżniał się od niczego kolorem. Nawet nie próbowałam zrobić
zdjęcia telefonem, bo nic nie byłoby widać. Niestety ja (ubrana cała na
zielono), odróżniałam się widocznie od tej szarości- bo kormoran odleciał sobie.
Pewnie na jakiś lunch w spokojniejszym i mniej tłocznym miejscu.
{Oczywiście kiedy będę miała więcej pieniędzy (bo bogata to jestem😊), to obiecuje solennie że kupię aparat. I będę robić takie zdjęcia czapli i kormoranowi- że padną jak zobaczą😊.}
Wracając, spotkałam
dużo spacerujących. Wymieniane uprzejmości typu uśmiech, albo „jak się masz”-
to są chyba tylko jednak uprzejmości z ich strony. Odnoszę wrażenie, że jeżeli
po zapytaniu „jak się masz” powiedziałabym że mam kłopoty (i opowiedziała o
nich)- to następnym razem omijano by mnie szerokim łukiem lub rzucano by się do
ucieczki (z okrzykiem np. „o nie, tylko nie ona!”). I druga strona medalu. Po
wymienionych uprzejmościach z napotkaną mi kobieta (znaną z kawiarni), spojrzałam na jej dłonie. Naprawdę było zimno
i naprawdę jej palce wyglądały na mocno zmarznięte (wydawało mi się nawet, że słyszę
jak zamarzają…). Ale na moje pytanie „chyba bardzo zimno ci w ręce”- odpowiedź
była „nieee, jest ok” (brakowało tylko, żeby powiedziała że wspaniale). Podejrzewam,
że gdyby właśnie odpadały jej zamrożone palce- też byłoby „ok”. Sąsiad złamał
nogę, pytam się „co z tobą”- odpowiedź „jestem ok”. Gips pod pachy- ale on jest
„ok”. Samochód cię rozjechał?- tak, ale jestem ok.
To taki trochę
odmienny naród niż my. Nie oceniam czy lepszy, czy gorszy. Ale totalnie inny.
Nigdy (jak tu jestem 16 lat) nie widziałam jakiejś spontanicznej reakcji. Mają
(moim skromnym zdaniem) obcykane zwroty- czyli nie muszą się wysilać na jakieś
myślenie co mają w danym momencie powiedzieć. To bardzo stoicki naród ze
stoickim spokojem. Ten stoicki spokój widziałam wiele razy, kiedy czekając na
pociąg do pracy (mam na myśli metro, czyli podziemna duszną platforma a na
dokładkę rano z ogromną ilością ludzi, że palca nie wsadzi), nie weszli do
kolejnego pociągu. Bo tak było tłoczno. A oni stoją z gazetką, z kamienną
twarzą bez emocji. Człowieka skręca i cisną się z rana różne słowa…A oni cisną
się do zatłoczonego pociągu, wszyscy jak ogórki w słoiku- a oni to kamienna twarz.
Zero reakcji, zero zdenerwowania.
„Stary, zgniotłam
ci nogę!”-a twarz bez emocji odpowiada „nie martw się, jest ok”.
Albo taki
obrazek.
Anglia nie ma zim
jak w Polsce. Ale parę lat temu, zdarzyło się że napadało dużo śniegu. Bardzo
dużo, komunikacja sparaliżowana i Londyn też. No ale był piątek i żeby tradycji
zadość się stało- Anglicy powinni iść obowiązkowo do pubu. A że są to ludzie obowiązkowi
i tyradycyjni 😊 (pod względem tej tradycji)- to poszli. A
że palą, to trzeba iść na ogródek. Ale jest śnieg….i zimno. A co tam śnieg i
zimno. A co tam, że piwo zamarza w szklance i papieros mokry. Oni stoją, palą a
zimno jak diabli, ręce czerwone z zimna. Ale oni stoją. I jest ok. To jest
dopiero naród nie gniotsa i nie łamiotsa. Co tam Rosjanie- oni mają takie zimy
cały czas. Więc są przyzwyczajeni. A Anglicy raz na kilkadziesiąt lat. I
wytrzymują. I jest OK.
Aż mi się zimno
zrobiło. Trzeba się napić czegoś gorącego- chętnie herbaty.
HERBATA
Herbata jest w
każdym kraju znana. Ale tak naprawdę, mało kto wie jaką powinno się pić. Na
pewno nie tą z torebek.
Naukowcy
opróżnili saszetki czterech rodzajów herbaty, umyli i pogrzali w pojemnikach z
wodą. Wyniki były raczej dość przerażające. W temperaturze parzenia, z torebek
uwalnia się mikroplastik i nanoplastik. Czyli prostym językiem mówiąc- w herbacie,
którą pijemy jest plastik. Nie są to jakieś wielkie ilości- ale jest. Organizm
nie lubi rzeczy nie naturalnych i po nich choruje. A na dokładkę, przeprowadzone
(oczywiście na biednych zwierzętach) badania, wykazały nieprawidłowości
anatomiczne i behawioralne.
Mikrocząsteczki
plastiku, są wszechobecne. Drobiny tworzyw sztucznych krążą w atmosferze po
całej planecie. I w ten sposób docierają do najbardziej odludnych miejsc. Są w
żywności, w wodzie morskiej, wodzie pitnej a nawet w organizmach ludzkich i
zwierzęcych. Do końca nie wiadomo jaki to ma wpływ na nasz organizm.
Ale wiemy, że ma
ogromny wpływ na każdy ekosystem na naszej planecie. A skąd te mikrocząsteczki?
To proste- z rozkładającego się plastiku. Odpadki rozkładają się na coraz
mniejsze fragmenty, aż tworzą cząsteczki mniej niż 5 milimetrów. Idą w świat z
wiatrem, inne są zjadane przez rybki (które trafiają na nasz stół) a jeszcze
inne zabierane są przez fale.
To tylko
herbaciane torebeczki- a co z resztą…?
Twierdzi się, że
widzimy tylko 1% tworzyw sztucznych w oceanach i morzach (to, co na
powierzchni). W rzeczywistości szacuje się, że każdego roku ponad 10 milionów ton
odpadów- tworzy tzw. wyspy śmieci.
Statystyki są koszmarne.
Wykazano bowiem, że w atmosferze znajdują się tysiące ton mikroplastiku. I w
każdym roku jeszcze więcej plastiku ( o czym pisałam z okazji zbliżających się świąt,
odc. 54).
To jest
katastrofa. Jesteśmy nim otoczeni. Plastik mamy nawet w kleju w meblach i
innych rzeczach, oddychamy nim- ale o tym innym razem.
{info o
mikroplastiku są ogólnodostępne w internecie i różnych publikacjach}
To oczywiście nie
znaczy, że mamy zrezygnować z picia herbaty. Po prostu sięgajmy po herbatę
sypką. Wróćmy do imbryków i sitek. Ja nie mam z tym problemu, ponieważ nigdy
nie lubiłam tych herbat torebkowych .
Robię herbaty z ziół i świeżych owoców.
Ale czasem piję herbatę
zieloną- mam całe gałązki z ich cała roślinnością.
Zielona herbata
Wspaniały aromat i smak. Poprawia
wygląd skóry, przemianę materii, uspakaja umysł i serce, kojąca na
nadciśnienie, dobra na choroby dziąseł, poprawia krążenie, profilaktyka
nowotworowa, poprawia pamięć, zmniejsza ryzyko miażdżycy, wspaniała na
metabolizm wątroby, odkwasza, spala tkankę tłuszczową. Poza tym, działa
bardziej pobudzająco niż kawa.
Szkoła parzenia jest jedna: im dłużej,
tym jest mniej pobudzająca- zależy na czym Tobie zależy 😊. 2-3 min. parzenia
ma efekt pobudzający, a 4-6 min. ma działanie uspakajające. I jeszcze ważna informacja- możemy parzyć
liście aż trzy razy.
Herbata czerwona
Chińska prowincja Yunnan jest bardzo
znana. Stąd jest Pu-ehr. Dojrzewa przez kilka lat a fermentować może przez
wiele dekad. Im starsza- tym droższa. W Azji pije się ją bez przerwy, na
zrzucenie kilogramów. Bardzo przydatna również w zbiciu złego cholesterolu.
Parzymy ją w nie więcej jak 90
stopniach. 1-3 min., to okres parzenia. Po tym czasie, herbata staje się
gorzka.
Herbata czarna
Czarna herbata ma dużo odmian. I jest
bardzo zdrowa- od odchudzania po cukrzycę i wiele innych chorób. Niby ma w
sobie toksyczny fluor- ale niewielkie ilości. No chyba, że ktoś by pił parę litrów
codziennie. Ale nie polecam, bo pita w dużych dawkach- absurdalnie odwadnia i
mocno pobudza aż do kłopotów ze snem.
Herbaty detoksykacyjne
Tutaj UWAGA! W większości tych herbat
jest składnik, który powinno się brać w pewnych okolicznościach. Liść senny.
Zazwyczaj powinno się go stosować przy ekstremalnych zaparciach. Jego działanie
to podrażnienie jelit- przez co jest przeczyszczająca. Może to zaburzyć
przemianę materii a przy chorobie jelit, wątroby czy żołądka- jest wręcz
niebezpieczne. Poza tym te oczyszczenie, polega na pełnym oczyszczeniu
organizmu ze wszystkiego! Mam na myśli, że odtruwa również z minerałów,
witamin, elektrolitów, składników odżywczych też.
{to jakbyś przeszedł chorobę z wysoką
temperaturą- ona tez czyści wszystko, te witaminy czy minerały, które bierzesz
w czasie choroby, też}
Herbata biała
Ma łagodny smak z naturalną słodyczą.
Jest zrobiona z najmłodszych pąków. Podobno pomaga w walce z rakiem, cukrzycą,
infekcjami bakteryjnymi, spowalnia starzenie się komórek. Parzy się w 75-90
stopniach 2-5 min.. W zależności od rodzaju. Ogólnie uważana jest za
najzdrowszą. Posiada również kofeinę, wit. C, łagodzi stres, poprawia
koncentracje, zapobiega miażdżycy, obniża zły cholesterol.
Herbata z hibiskusa
O ja tę bardzo lubię! Z kwiatów. Źródło
wit. C, antyoksydanty, wzmacnia organizm, pobudza a jednocześnie uspokaja, ładuje
energię, obniża ciśnienie, pomaga w depresji. 90-95 stopni to dobra temperatura
do parzenia, które powinno trwać 5-10 min.. Dodam jeszcze, że jej przepiękny
rubinowy kolor- zachęca do picia.
Herbata z pokrzywy
Nie byłabym sobą, żebym nie napisała o
tym cudzie natury. W moim blogu możecie ją spotkać jako herbatę, wcierkę, tonik
czy składnik sałatki. Coś w tym jest, że ona rośnie dokładnie wszędzie. W
starych przypisach ludowych jest powiedziane, że zioła rosną tam- gdzie są
potrzebne. W Twoim ogródku rosną zioła, które są potrzebne Tobie lub Twoim
bliskim. To jest swoista magia- magia wszechświata, który nas otacza. Nasza
energia i to co wydzielamy, jest odbierane przez Nature, która jest po to aby
nam pomóc. Pisałam o tym ostatnio na FB, na stronie Babci z piekla rodem. Pewnie
będę pisać i tu.
Po krótce, pokrzywa nie powinna być
uznana jako chwast. Jest to roślina o ogromnym zastosowaniu i cudownym wpływie
na nas. Od bolesnego poparzenia
począwszy (ich kwas mrówkowy zbawiennie wpływa na reumatyzm i choroby stawów, pomaga przy gojeniu ran) poprzez zupy
czy sałatki, kosmetykę, włosy a skończywszy na herbatkach. Musze wspomnieć jeszcze,
że jest bardzo cennym dodatkiem do paszy zwierząt (jak wiemy, zwierzęta
bardziej słuchają swojego organizmu i intuicji niż my i wiedzą co mają jeść).
Wysoka zawartość wit. B1, C, E, K,
wapnia, krzemu, fosforu, żelaza i inne minerały- obiecują dużo. Uważajmy np.
likwidując obrzęki, żeby nie przesadzić z jej piciem. We wszystkim trzeba mieć
umiar, bo może wywołać efekt odwrotny.
{tak na marginesie, na stronie
frontowej bloga są zakładki- takie trzy kreseczki poziome- i tam możecie znaleźć
różne info tematyczne w moim blogu, nie wertując odcinków}
I to było na tyle
w dzisiejszym odcinku. Mam nadzieje, że znaleźliście coś ciekawego dla siebie. I
skorzystaliście z tych informacji. Mamy wybór jeśli jestesmy świadomi- albo leki z bożej apteki (które możesz poznać, jeśli tylko chcesz), albo leki z apteki (po których do końca nie wiemy co się dzieje w naszym organiźmie).
Ściskam Was
kochani,
Wasza Babcia z
piekła Rodem.
Ogłoszenia parafialne😆
Zdjęcia: profilowe i z wędrówek- by archiwum BzPR, reszta Google.
Zapraszam na stronę
na FB -Babcia z Piekla Rodem, czy Instagram babcia_z_piekla_rodem.
BLOG NIE TYLKO
DLA BABĆ
Jak zwykle milo sie czytalo :) I tyle ciekawostek mozna sie dowiedziec i tez posmiac z opisow przygod z czapla
OdpowiedzUsuńJak miło! Dziękuję bardzo za odwiedziny🥰
UsuńPobyty nad morzem to również dla mnie wspaniałe wspomnienia, więc czytałam wzdychając co chwila 🙄!. Opisy przyrody i zwierząt - jak zwykle, bezcenne!!! 😆 Co do Anglików, to fakt, że ta ich regółka powitalna jest sztywniacka😁( bo tak wypada), ale moim zdaniem lepsze to niż NIC, jak w Polsce☹️. Sąsiad nawet cię nie zauważa a obcy ludzie traktują się nawzajem jak wrogowie 😠. Anglicy się nie skarżą, bo nie rozczulają się nad sobą tak jak my Polacy. Oni są tak wychowywani bo to anglosaska twardość. My słowianie, nigdy tego nie zrozumiemy bo jesteśmy z innej bajki. Herbatki, rzecz nie do przecenienia! ☕☕
OdpowiedzUsuńTo napijmy się na zdrowie 🫖
UsuńUwielbiam wizyty nad morzem i zawsze świetnie się tam czuję 😊 A biały piesek po błotnym spacerze wygląda jak po wizycie w salonie i zabiegu ombre😅 z przedpokoju prosto do wanny trafia🐾🐾🐾
OdpowiedzUsuń