68. Dolce Vita i picie to jest życie

 

 

 

68.

 

DOLCE VITA i picie to jest życie !

 


Jeśli ktoś nie wie co to jest dolce vita, to wyjaśniam że to znaczy słodkie życie (po Włosku). Ale nie myślcie, że dzisiaj będzie słodko. Będzie gorzko, bardzo gorzko o słodkim. Owszem o cukrze a raczej – można powiedzieć- będzie o tym, ile cukru jest w cukrze. A jeszcze bliżej- ile cukru jest w….we wszystkim!

Ale, od początku….

Od zeszłego roku wiem, że mam isulinooporność. Co to jest?

 

Insulinooporność (IR, IO)

Jest to stan, w którym organizm ma obniżoną wrażliwość na insulinę. Insulina to hormon regulujący poziom cukru. Jednym zdaniem- jeśli insulina nawala, to wpadamy w stan tzw. przedcukrzycowy lub w stan cukrzycy typu 2.

Insulinooporność jest stanem zaburzonej gospodarki węglowodanowej. A to idzie w parze z otyłością brzuszną, nadciśnieniem tętniczym, bezdechem sennym, chorobą zwyrodnieniową stawów, zespołem policystycznych jajników, małym stężeniem testosteronu u mężczyzn, podwyższonym stężeniem estrogenów u kobiet i wiele innymi schorzeniami.

Za główne przyczyny uważa się nadwagę i otyłość (czyli ogólnie fatalna dieta i brak aktywności fizycznej). Tylko, że głównymi objawami tegoż właśnie stanu to właśnie  nadwaga i otyłość…

[Nie miałam  złej diety, zawsze aktywna fizycznie…grzeszki bez przesady... Kołomyja…]

Ale też :

choroby z zaburzeniami hormonalnymi (w tym możemy dołożyć menopauzę czy andropauzę czy nadczynność tarczycy),  przyjmowanie niektórych leków, sterydów, antydepresantów, psychotropów, do tego dochodzą choroby wątroby, miażdżyca, choroby serca.

Do jej głównych objawów należy duży apetyt, ochota na słodycze (nawet a może zwłaszcza po posiłku), często współistniejące nadciśnienie, podniesiony poziom kwasu moczowego, bóle głowy, zmęczenie, zaburzenia koncentracji, senność w ciągu dnia a problem ze spaniem w nocy.

Potrafią występować również nie estetyczne objawy skórne jak np. zrogowacenia.

Ok, o tym wystarczy. Do czego zmierzam?

Nie wiem jak jest w Polsce, ale tu w UK jeśli masz podwyższony cukier o 40%, obejmowany jesteś opieką. Najpierw przeprowadzany jest długi wywiad z lekarzem od cukru, o co u Ciebie chodzi.

A u mnie chodziło o …stres. Długotrwały stres i to z przed wielu wielu lat wstecz. Niestety, stres ma swoje skutki i nie ucieknie się przed nimi. Nawet, jeśli już o nim nie pamiętasz…

Potem objęły mnie opieką sesje- najpierw co dwa tygodnie, potem raz w miesiącu przez dziesięć miesięcy. Na godzinnych grupowych  sesjach (przez telefon, dodam)  uczą nas jak z tym żyć, jak zmniejszyć poziom cukru, kontrolują wagę i podają bardzo cenne informacje i uwagi.

Otóż 90% z nas żyje i nie wie, że ma problem z podwyższonym cukrem- przerażające! Bo niekiedy potem jest już za późno i budzimy się już z cukrzycą.

Na sesjach, dowiedziałam się że najgorszą trucizną którą sobie fundujemy to wcale nie pizza ( chociaż zajmuje jedną z pierwszych miejsc najgroźniejszych dla zdrowia)- to frytki proszę państwa!

Nawet te robione w domu- kiedy obieramy dobry gatunek ziemniaka i pieczemy w piekarniku czy smażymy na świeżej, dobrej gatunkowo oliwie- mają ogromną ilość węglowodanów. W restauracji jest to najtańszy gatunek ziemniaka, smażony we fryturze, olej najgorszego gatunku (nie oszukujmy się!) a na dokładkę rzadko wymieniany. Frytki stanowią niesamowitą przebitkę zarobkową dla właścicieli lokali gastronomicznych.

Dalej, poinformowano nas o innych niechlubnych miejscach -top of the top- dość popularnych produktów.

Ogromna ilość cukru jest w ketchupie (chyba że robimy sobie sami), a tu w UK największa ilość cukru jest w sosach Uncle Bens- na jeden słoiczek 15 łyżeczek cukru!!!!

Ale po co??!!

Cukier i tak jest dosłownie wszędzie, we wszystkim (nawet w wędlinach). I to są takie ilości, które by słonia powaliły- przerażające…

Przerażająca była dla mnie sesja, w której zrozumiałam że dzieci to już przyszli pacjenci cukrzycowi… Wytwarzane dla nich słodkości, posiadają takie ilości cukru, że potem jest problem odzwyczaić ich od słodyczy. Można to zresztą zauważyć, kiedy dzieci spożyją za dużo cukru,  zachowują się jak nakręceni (żeby nie powiedzieć, że zachowują się jak pod wpływem narkotyku…). A jak im nie damy- to jest ryk! Najchętniej tylko jadły by słodycze. 

Często dostają tzw. tantrum (histeria- nie radzenie sobie z emocjami), a skądś to się bierze. Nie raz podkreślam, że dzisiaj dzieci są dużo głośniejsze, bardziej krzykliwe, bardziej nadpobudliwe a wręcz czasami agresywne.

Od maluszka karmione są słodzonymi kaszkami instant, słodzonymi płatkami do mleka, dżemami z toną cukru, słodzonymi napojami, soczkami z cukrem- nie wspomnę o smakołykach, w których jest cukier co cukier pogania… Nie wspomnę o tym, że cukier jest  w pieczywie, serach, maśle, jogurtach, śmietanie, parówkach…itp., itd….A nawet nie chcę pisać o lodach- nie dość, że najczęściej jakieś mleko w proszku syfiaste, to masa cukru. Efektem tego, 80% dzieci je za dużo cukru….Bezwzględny dramat.

Badania wykazały, że cukier (a także różnego rodzaju syropy) biały, klonowy, trzcinowy czy z melasy- nie dostarczy żadnych cennych składników odżywczych!


Wręcz przeciwnie- buduje w dzieciach już otyłość, cukrzycę nie wspominając o zębach!


Niestety cukier robi też inne spustoszenia. Uszkadza błonę śluzowa jelit, co skutkuje większą podatnością na infekcje a także zmniejsza odporność- dzieci stają się chorowite. Zmniejsza również przyswajanie witamin, minerałów, powoduje egzemę, wahania poziomu glukozy, które wpływają niekorzystnie na układ nerwowy u dzieci. I wreszcie: CUKIER UZALEŻNIA JAK UŻYWKI CZY NARKOTYKI!!!!

Negatywne skutki nadmiaru słodyczy w rozwoju dzieci, powodują nadpobudliwość  ruchową i….obniżony iloraz inteligencji, który niestety ma wpływ na późniejszy rozwój intelektualny. A w efekcie obniżone IQ- niestety.

Powoduje również brak koncentracji, zmęczenie, spadek energii (sztucznie napędzanej przez cukier) czyli senność, a dalej niepokój, trudności w nauce, popadanie w depresje….

Nie pozostawia nam to zbyt wielu złudzeń, będzie wojna z dziećmi w zminimalizowaniu słodyczków dla nich…

Pamiętając, że cukier (węglowodan prosty…) potrzebny jest w dziennej dawce- muszę wspomnieć, że naturalny cukier jest w  warzywach i oczywiście owocach.

A smakołyki proponowane przez producentów zmniejszyć do minimum.  Po co oni dają nam tego cukru wszędzie i takie ilości, wiedząc jak nam szkodzi….

Zdrowszymi (ale nie zdrowymi!) zamiennikami cukru są: ksylitol, stewia, miód. Mają witaminy, minerały a nawet antybiotyki. Można z nimi piec, gotować, słodzić. A przede wszystkim, czytajmy etykiety!!!

Ale tak naprawdę godną polecenia jest inulina. To wielocukier o prozdrowotnych właściwościach- pomaga gubić kilogramy, reguluje  cukier, spełnia rolę błonnika. Jest to cukier naturalny, zaliczany do fruktanów. Można ją znaleść w: karczochach, mniszku lekarskim, czosnku, bananach, cykorii, topinamburze, szparagach, cebuli, porze (super foods!).

Oczywiście jest droga- zgadnijcie, dlaczego...??

[o miodach, rodzajach i pracy pszczółek- napisałam w odcinku 8 i 23]

Oczywiście jak się zje od czasu do czasu coś jak "bomba z cukrem"- to organizm sobie poradzi.

Nie wiele rzeczy w Anglii mi się podoba- ale akurat opieka nad ludźmi ze stanem przed cukrzycą uważam że jest bardzo pomocna.

[Dzisiaj trochę więcej info poświęciłam dzieciom- my dorośli opiekujemy się nimi, a więc powinniśmy jak najwięcej wiedzieć o niebezpieczeństwach czyhających na nasze pociechy.

Kupując nowinki- gadżety, też powinniśmy uważać bardzo. Dzieci bardzo je lubią, a nie zawsze są one dla nich korzystne. Ba! Mogą być wręcz szkodliwe! Pisałam już o słuchawkach bezprzewodowych w 54 odcinku, co one potrafią uszkodzić (ze względu na emitowanie pola eletromagnetycznego- bezpośrednio do mózgu…). ] 


Nie byłabym sobą, żebym nie napisała czegoś od siebie. Ogólnie to jest we mnie taka straszna złość (żeby nie powiedzieć wqu””rw!!!) na wszystkich tych co produkują tę truciznę. Po co wszędzie wpychany jest cukier albo sól (ja tu mam problem z kupieniem masła nie solonego- które i tak jest solone- Anglia ma fioła na punkcie soli…i cukru też…). Wyjściem jest nie kupowanie gotowych dań, piec samemu ciasta chleb czy bułeczki, robienie samemu słodyczków….

A więc ile jest cukru w cukrze? No tyle, że może nas to zabić!

 

Picie to jest życie

Ależ oczywiście, że nie będzie o alko! Nie o takie picie i życie i dolce vita mi dzisiaj chodzi😊.

Wspomniałam już o biednych ząbkach dziecięcych, zżeranych przez próchnicę, która powstaje z kolei ze zżerania cukrów pochodzących ze spożywanych pokarmów. Bezwzględna nie tylko dla dzieci ale i też dla dorosłych.

Lecz nie tylko to jest niebezpieczne dla naszych zębów, a pamiętajmy że od nich do głowy droga nie daleka….


Fluor. Temat ostatnio kontrowersyjny. Ja tylko powiem, że spora część społeczeństwa od dłuższego już czasu używa pasty bez fluoru.


To ja trochę przybliżę tę „postać”.

Na początku XX wieku jedna z bogatych rodzin Ameryki- Mellanowie, aby wspomóc rozwój nauki i technologii, założyła fundacje.

Pomińmy większość szczegółów. Otóż, sponsorowane przez tę rodzinę badania wykazały iż fluor ma właściwości chroniące zęby i zapobiega próchnicy.

Oprócz tego, Mellanowie posiadali wielką fabrykę aluminium..

FLUOR- to toksyczny produkt uboczny produkcji aluminium.

Hmmnnnn…. Zastanawiające, prawda?

{ponieważ odcinek ten jest wciąż bardzo popularny i budzi oczywiście dużo kontrowersji, postanowiłam odnaleźć artykuł o tej rodzinie- nie odnalazłam....}


Jeśli ciągle kłamstwo powtarzasz- w końcu staje się ono prawdą. I tak fluor dostał pakiet zaufania i zaczęto go dodawać do past do zębów- i jest dodawany do dziś! Nie wspomnę o fluoryzacji, która była przeprowadzana w szkołach.



Jest on nie tylko w pastach do zębów- ale o tym za chwilę.

Wyżej wymienione badania nie były jedynymi badaniami jakie były przeprowadzane. Otóż moi kochani, w czasie drugiej wojny światowej fluor, był  bardzo skrupulatnie badany również w….obozach koncentracyjnych.

Wyniki jakie ocalały po wojnie i poszły w świat, były zaskakujące. Chyba nie spodziewamy sie czegoś dobrego po badaniach i doświadczeniach w takich warunkach.

Po podaniu fluoru do wody, okazywało się że więźniowie są bardziej ulegli a wręcz otumanieni. Oczywiście postanowiono to wykorzystać. Nie tylko w czasie wojny.

Jak służysz w armii, to też taką wodą mogą Cię poczęstować.

[tak na marginesie- w obozach robiono mnóstwo obrzydliwych procederów- doświadczeń na tych biednych i skrajnie wyczerpanych ludziach, m.in. były szczepienia firmowane przez znane koncerny jak  Pfizer i Bayer…]

Po wojnie zaczęto fluor stosować w psychotropach. Dlatego w ośrodkach dla tych bardzo chorych (umysłowo chorych) ludzi, można było zobaczyć pacjentów wyobcowanych i bez kontaktu. Nie wiem czy stosowane jest to do dziś, bo temat tak mną wstrząsnął, że już nie chciałam grzebać głębiej w tym g@wnie (normalnie jak nie ja!).

[EDIT:

W związku z tym, że spotkałam się z sarkastycznymi komentarzami o fluorze - robię uzupełnienie. 

Fluor w organiźmie (owszem) jest potrzebny- do rozwoju zębów i kości. Kropka. Aleeee....Warto tu dodać (a nawet musze tu dodać), że nadmierne ilości fluoru, wywierają licznie TOKSYCZNE działania. Do czego może to prowadzić? A np. do deformacji kości, defektów szkliwa, zębów, uszkodzeń układu nerwowego, wywołuje negatywny wpływ na przemiany weglowodanów, upośledzają toleracje glukozy i syntezę hormonów przytarczyc, tarczycy a nawet przysadki mózgowej i to nie jest wszystko.

Fluor, może zwapniać szyszynke (mózg naszego mózgu), ale niby nie ma jednoznacznych dowodów, że to pochodzi np. z pasty do zębów. Napewno porządnie trzeba robić detoksyzacje jamy ustnej- bo z tego źródła biorą się wszystkie choroby. Piszę o tym obszernie w odcinku 79tym- który właśnie powstaje. 

Ze źródłem fluoru mamy do czynienia na codzień. Występuje w rybach, warzywach liściastych, w wodzie, herbacie, orzechach i ziemniakach. I to nam wystarcza! 

Poziom fluoru możemy zbadać. A i są sposoby jego usuwania. Między innymi jod (którym się zajmę przy jakiejś okazji). Niższy poziom należy uzupełnić. ]

Dodatkowo o skutkach bytowania zwiększonej ilości fluoru w naszym ciele (zatrucie fluorem, czy przewlekła fluoroza):

*w kościach zwiększa ich kruchość i podatność na złamania, ma związek z większą zapadalnością na osteoporozę *gromadząc się w szyszynce (mózg naszego mózgu- poczytaj w odc. 55) zmniejsza produkcję melatoniny (hormon- zegar) *powoduje zwiększenie wchłaniania ołowiu i aluminium przez mózg! *w miejscach gdzie się zwiększa ilość fluoru w wodzie, zwiększa się bezpłodność *powoduje wzrost agresji u dzieci ale też i u dorosłych *ma zły wpływ na uczenie się i pamięć *zwalnia pracę mózgu, z głównym naciskiem na jasne ocenianie sytuacji  *powoduje uległość*

Zwiększony fluor nie tylko nie jest bezpieczny, ale jego działanie jest porównywalne do działania ołowiu i aluminium. Jak widać ma on wpływ nie tylko fizyczny ale i psychiczny na nas. Chyba nawet głównie psychiczny. 

Przy okazji:

Aluminium przenika barierę krew- mózg, odpowiedzialne jest za stwardnienie zanikowe boczne, demencję, w pewnym stopniu za Alzheimera i raka piersi…bo znajduje się w dezodorantach. Takich dezodorantów nie używamy, które mają w sobie takie związki metali (wydane są już książki na ten temat)- a one są produkowane w dalszym ciągu. Czytajmy etykiety produktów, które kupujemy!!!!!

W dezodorantach bowiem, może być także ołów i rtęć. 

A jest na pewno Sodium Chloride. Jest to zwykła sól kuchenna- ułatwia pienienie się i jest zagęstnikiem. 

Inaczej sytuacja wygląda z Sodium Lauryl Sulfate (SLS)- laurylosiarczan sodu, silnie aktywny. A obecność tego, może przynieść więcej szkody niż korzyści- jest najtańszą substancją wiążąco- pieniącą i można ją znaleźć w: kosmetykach, szamponach, odżywkach, płynach do kąpieli, pastach do zębów, mydłach…

Oczywiście dzisiaj możemy znaleźć produkty kosmetyczne i higieniczne bez metali i sodium, dezodoranty bez aluminium i sodium, pasty bez fluoru i sodium (a co najmniej niektóre firmy -wcześniej sprawdzone- używają tylko niewielką ilość tego sodium- SLS- jako substancje wiążącą).

Oczywiście oficjalnie nie jest napisane o jakiejś szkodliwości tego SLS a także SLES, ale z jakiegoś powodu ludzie chcą go uniknąć  w produktach.

*dla wyjaśnienia: SLS to Sodium Lauryl Sulfate- środek pieniący, tani drażniący detergent a SLES, to samo tylko mniej drażniące, obydwa posiadają właściwości długiego procesu uszkadzania naszej m.in. skóry*

Można znaleźć info, że niszczy naturalną powłokę naskórka (przez co bakterie i wirusy mają łatwiejszy dostęp do nas), włos jest bardziej łamliwy czy wypadający a samo SLS kumulujące się w komórkach naszego ciała jest dla nas szkodliwe. Jak wszystko co nie jest dla niego naturalne.

Zapytacie, co to wszystko ma za związek z piciem?

Nie chciałabym aby aluminium, rtęć czy ołów miało (to też jest morderstwo)- ale niestety fluor jest dodawany oficjalnie.

O tym się mówi oficjalnie. W UK niedawno podano w mediach info, że „ponieważ nastąpiło zwiększenie zanieczyszczenia wody, dodana będzie większa ilość fluoru w związane to jest z troską o obywateli". No comment.

Zajmijmy się innymi „ciekawymi„ rzeczami dotyczącymi wody, którą pijemy.

Od dawna rozmawia się o wodzie z kranu (bo to do niej jest dodany fluor i chlor (szkodliwy nawet na basenie dla naszej skóry) chociaż nie jestem pewna czy tylko do kranówki i czy tylko fluor z chlorem). Rozmawia się nie tylko o jej jakości ale też co do niej jest dodawane.

W związku z tym, wody nieprzefiltrowanej z kranu nie pijemy. Ja nie mam nawet zaufania do tych dzbanków z wymienialnymi filtrami- bo kiedyś jeden rozebrałam (filtr) i nie podobało mi się co jest w środku. A więc filtry poszły do śmieci. Dzbanek też poszedł. Dzbanek poszedł z wielką satysfakcją bo mnie denerwował.

Pomijam fakt, że plastikowy był (a ja nie wiem czy jakieś niepożądane związki w wodzie z plastikiem nie zachodzą- to nie jest naturalny materiał) ale mnie wkurzał bo wadliwy był i ciekł jak krew z nosa (no całe szczęście, że krew z nosa tak wolno cieknie, ale woda przez filtr tak wolno to dramat), co mnie przyprawiało o nerwa, zwłaszcza rano jak człowiek kawy pragnie, a więc zrobiłam co mu obiecałam ,że któregoś dnia tak zrobię i z dużą satysfakcją to zrobiłam- czyli do śmietnika go wywaliłam, bo nie chciałam aby ktoś takiego nerwa jak ja, przeżywał (Made in China oczywiście był…)

[nigdy nie mówiłam, że jestem normalna]

Do plastikowych butelek też nie mam zaufania. Nigdy nikt mi nie opowiadał ani nikt nie widział jak oni tę wodę ze źródełka górskiego pompują (raczej Zieloni by im nie pozwolili) i potem wiozą gdzieś i potem w butelki ją nalewają… Ani nie wiem czy zbiorniki, w których jest przechowywana są czyste, no jakoś tego wyobrazić sobie nie mogę, a poza tym to takie logiczne, że jak raz odkryjesz oszustwo to drugi raz nie zaufasz. Dla wody w plastiku musi być chłodna temperatura, bo mikrocząsteczki plastiku przy wyższej temperaturze przenikają do wody, którą później pijemy. Nikt mi nie zagwarantuje, że nie jeżdżą w blaszanym nagrzanym samochodzie czy nie czekają gdzieś na słońcu na zabranie do punktu sprzedaży. Oczywiście jak się napijemy raz na jakiś czas to zdrowy organizm sobie z tym poradzi.

Chociaż korzyści z picia wody są niezaprzeczalne (zwłaszcza o każdej porze roku), to powinniśmy zwrócić uwagę w jakiej formie i skąd ona jest. Niestety opinia o plastikach nie jest dobra- mogą one powodować negatywne skutki dla naszego zdrowia.

Apel przygotowany przez naukowców, który został opublikowany na łamach „Journal  of Epidemiology and Community Healf”- nie pozostawia złudzeń.

Według naukowców, ponad 4 tysiące związków chemicznych zawartych jest w plastikach. A one mogą mieć negatywny wpływ na: rozwój embrionalny, na otyłość, astmę, cukrzycę, rozregulowują hormony, mogą wystąpić zaburzenia neurologiczne, a nawet mogą się przyczyniać do rozwoju nowotworów, zwiększają ryzyko chorób serca, udary etc.

Ja już nie wymieniam tych związków, tylko ogólnie napisałam co może spowodować nie przefiltrowana dobrze woda- czyli pita z plastiku z nie wiadomego źródełka. Plastik się nie rozkłada- ale się kruszy i powstają nie widoczne dla nas mikrocząsteczki.

{napisałam o tym więcej w 54 odcinku bloga}

Badania przeprowadzone na Uniwersytecie w Glasgow pokazują, że 40% wód butelkowanych pochodzi….w rzeczywistości z kranu!

Ja jeszcze dodam (kończąc historię plastiku), że co minutę sprzedaje się 1.000.000 plastikowych butelek na świecie czyli 20.000 butelek na sekundę a 5.000.000 butelek i puszek produkuje się tylko w samych Stanach, 1.500.000 ton rocznie dostarczają na świecie odpady z plastikowych butelek (dla przykładu, stalowa wieża Eiffla waży 200 razy mniej…).

A więc co robić panie, co robić!

Na szczęście można zapobiec pewnym rzeczom, jeśli chodzi o jakość wody- ale produkcja plastiku to zagłada.

Płacimy ogromną cenę za tzw. cywilizacje. Ja bym to nazwała erą robienia biznesu na czym się da- kosztem naszego zdrowia. Co za tym idzie- przemysł farmaceutyczny kwitnie (żeby nie powiedzieć przeżywa swój rozkwit). A my, starsze pokolenie, musimy nauczyć się z tym żyć. Jeszcze my, to mamy zdrowie i odporność z lat, kiedy nie było wszechobecnych pestycydów, pola użyźniało się łajnem od krówek i ogólnie jadało sie zdrowe mięso bez sztucznych hormonów i antybiotyków, kurki sobie chodziły a nie umierały w klatkach 50cm/50cm (myślicie, że te jajka i mięso jest zdrowe?), gdzie chleb dostarczał nam potrzebnych minerałów a nie powodował otyłości (z której się rodzą dalsze choroby), gdzie owoce i warzywa rosły i dojrzewały na świeżym powietrzu, na polu, w sadach, na słoneczku- a nie w zamkniętych hangarach i magazynach blaszanych nie widząc promieni słońca ani kropli deszczu (myślicie, że one mają jakieś witaminy?).


Kiedy my jedliśmy owoce i warzywa, to wiedzieliśmy, że dostarczamy protein i witamin naszemu organizmowi, a odpornością były brudne ręce wytytłane w piasku, ziemi czy w błocie (czy jak się robiło pączki, a piaskownica była cukiernią:). Lataliśmy na bosaka, co jest bardzo ważnym elementem dla nas- uziemianie, byliśmy blisko z naszą matką Ziemią i Naturą (58 i 60 odc. bloga- uziemianie).

A teraz, co będzie z naszymi dziećmi i ich dziećmi...?

No, ale wrócmy do uzdatniania wody. Niestety nie znam się na studniach- bo jeśli ją masz, to jesteś wygrany. Ale wiem małe co nieco jak oczyścić wodę do picia w warunkach domowych.

No cóż, woda to temat rzeka- jak widać.  

Chlor ulatnia sie po dwóch godzinach. Gotowanie jest jakimś wyjściem, ale gotując pozbawiamy wodę jej życia (uchodzi z życia wody aktywny tlen, który jest nam nie zbędny)- a i tak nie pozbawiamy jej wszystkich świństw.

Możemy zrobić wodę strukturyzowaną.

[woda strukturyzowana pojawiła się w sklepach, dyrekcja wywaliła cenę z kosmosu i potem zniknęła z półek- przypadeczek...? ta woda oryginalnie pochodzi z kry]

Gotujemy wodę (można przefiltrowaną), odstawiamy do wystygnięcia i wstawiamy garnek czy szklane naczynie do zamrażalki (na minimum 4h a najlepiej na noc). Wyjmujemy i zostawiamy do rozmrożenia. 


Wodę możemy uzdatniać również kryształami górskimi (bezbarwny kwarc, dwutlenek krzemu) i też możemy dodać szungitu (shungit, wegiel kopalniany). Obydwa ogólnodostępne, wrzucając do szklanego naczynia z wodą pozbywamy się metali ciężkich,pestycydów, bakterii czy innych drobnoustrojów. 

Ja wrzucam 100g szungitu na 2l wody, nowy węgiel trzymam 3 dni i zlewam do szklanych naczyń i do glinianego dzbana- nalewam następną (potem starcza 8-12h). Powinno się co pół roku wymieniać. Kryształ górski nie musimy wymieniać, ale za każdym razem powinno się go wypłukać pod zimną wodą jak i naczynie, w którym się znajduje- umyć.

Oczywiście można poprostu mieć w naczyniu aż się wypije, a potem nalać świeżej- ja bym odczekała np. 12h, czyli nalać na noc do przefiltrowania. 

Picie takiej wody, pomaga zwalczać różne choróbstwa (potrafi oczyścić piasek w nerkach- logiczne). Może być stosowana również jako naturalny tonik do mycia twarzy . 

EDIT:

Shungite- nie ma czarodziejskiej mocy oczyszczania, tylko ma moc magiczną raczej😉. Magią jest to, że ten bardzo dobrej jakości węgiel (w składzie potrafi mieć 90-99% czystego węgla), jest doskonałym przeciwutleniaczem (zawiera antyoksydanty) i ma właściwości bakteriobójcze. Usuwa, strukturyzuje: azotany, chlor, matale cięzkie, pestycydy, prodykty ropopochodne etc. Wytworzone bombelki na szklanej ścianie naczynia, w którym się znajduje- to właśnie jego praca. W tym oto momencie, zamienia szare na złote. 

Jesli macie ogródek, to tam wyrzucajcie wymieniaty szungit- on będzie działał dalej- ale w Waszej glebie.   

Wspomniałam gliniany dzbanek. Gliniane naczynia (musi to być naturalna glina) oczyszczają wodę jak naturalne filtry i przynoszą inne korzyści. 


Według starożytnych wierzeń, gliniane naczynia wyrabiane ręczne, łączą w sobie elementy ziemi, wody, powietrza i ognia- to ma zapewnić zdrowie i harmonię. Porowata struktura ścianki oddycha. Są wspaniałe do pieczenia czy przechowywania potraw. Doskonałe do pochłaniania wszelkich zarazków i chemicznych trucizn- podobnie jak węgiel i inne minerały z Ziemi. Ma doskonałe optymalne pH. Glina obfituje w liczne minerały i ma korzystną energię elektromagnetyczną, przynosi ulgę w problemach żołądkowych a woda zachowuje swoją "żywotność".

[glina używana była w czasie wojny jako materiał na rany, działając odkażająco]

Przed pierwszym użyciem nieszkliwione naczynie, należy wypłukać ciepłą wodą z solą (łyżka, najlepiej jodowanej). A procedurę powtarzać co kilka dni- zawsze, myć na czynie koniecznie z zewnątrz i wewnątrz. Dobrze jest też czasem osuszać  w promieniach słoneczka, czy po prostu na kaloryferze (tylko trzeba coś podłożyć aby nie pękło). Idealnie, do góry nogami na płocie (jak u Kargula😃).

Dodam tylko, że naczynie powinno być naturalne, nie lakierowane ani nie malowane ani glazurowane czy emaliowane.

EDIT:

Z uwagi na to, że co poniektórzy uważają, że ja piszę bajki (ale tak naprawde to w bajkach jestem dobra😻i nad tym się zastanowię bo dzieci to milsi odbiorcy niż dorośli:) a gliniany dzbanek ma magiczną  moc jak różdżka czarodziejska- wyjaśnię na czym polega oczyszczanie przez glinę. Otóż glina, proszę państwa, z uwagi na porowatą strukturę- jest idealnym pochłaniaczem drobnoustrojów i trucizn chemicznych- nienaturalnych. 

Usuwane są one na zewnątrz naczynia, w postaci czarnych lub białych plam. Dlatego ja to naczynie oczyszczam co tydzień (sposób jest podany wyżej). 


Możemy także zafundować sobie dzbanek miedziany. Miedź (pierwiastek wystepujący w warstwie ziemi oraz...w zbiornikach wody) jest wolna od bakterii, pneumokoków, chloru, pleśni, glonów, i grzybów. Wykazuje natomiast, właściwości antyoksydacyjne, przeciwzapalne, antynowotworowe.


Można zakupić także butelki na wynos do wody (bidony) , dzbanki czy kubki. Wlewamy wodę, zostawiamy (można na 8h, to wystarczy) najlepiej na noc- taka woda nadaje sie nawet na schorzenia brzuszne. Miedź bowiem, reguluje funkcjonowanie wątroby, nerek, redukuje stany zapalne (wrzody, niestrawność, zakażenia etc.), spowalnia starzenie, reguluje tarczycę.

Pijemy 2-3 szklanki dziennie. Nie myjemy detergentami- wystarczy wetrzeć cytrynę, po 15 min opłukać. Można lekko przetrzeć sodą oczyszczoną.

Kupując (jeden lub więcej), zwracajmy uwagę na to ile osób będzie z tego korzystało. Sprawdzajmy materiał, z jakiego jest wytworzony. Wyroby z miedzi, są głęboko zakorzenionymi wyrobami z głęboką tradycją w Indiach. Kupując, miejmy świadomość że to zakup na długie lata. Nie kupujmy kota w worku, sprawdźmy zawartość miedzi w miedzi. Element dekoracyjny, to tylko element. Ścianka powinna mieć 2,2-2,3 milimetra, a w składzie materiału powinno być 95% miedzi i ewentualnie 5% cynku.

Ale- od razu dodam- że temat tych naczyń jest kontrowersyjny. Myślę, że to jest spowodowane tym, że materiał nie każdemu służyi trzeba wiedzieć co się kupuje. Smak wody jest metaliczny i np. dzieciom nie smakuje.

Jeśli mam dwulitrową plastikową butelkę (zdarza się), to ją przemrażam. Inny smak i struktura wody (bardziej "wodna", przezroczysta i smaczniejsza) świadczy o tym- że to działa. Nigdy nie uzupełniam plastiku, chyba że nalewam wodę do kwiatów.


Mam duże, szklane naczynie z szungitem (woda z kranu), którą używam także do gotowania i piją ją moje koty (aczkolwiek mają dodatkowo swoją fontannę z filtrem do wody i tam im wlewam- zanieczyszczona woda może spowodowac u naszych czworonogów komlikacje w nerkach- a nerki to raczej wyrok dla nich (i nie tylko nerkach). Zwierzętom można kupić również miski miedziane a także gliniane. Kwiaty podlewam wodą odstałą. 


Do szklanego dzbanka z wodą, wrzucam czasem susz z kwiatów polnych czy lawendy i popijam sobie przez cały dzień.

Pijmy dużo wody, bo 70% naszego ciała to woda. Bez jedzenia przeżyjesz, bez wody nie. Nasz organizm niedomaga bez wody, a skóra się szybciej starzeje.

[ale, o tym innym razem]  

Oczywiście producenci proponują nam różne fitrowanie wody, np. montowane gdzieś pod zlewem i pita jest ze specjalnego kranu zamontowanego do tychże filtrów. Zróbcie kochani rozpoznanie w tych tematach i zdecydujcie sami. Ja jestem osobą, która wierzy w to co widzi czy co pomaca (jeśli temat jest związany z ludźmi- zwłaszcza z tymi, co na nas zarabiają).

Jeszcze raz: nie widzę co jest w środku tzw. filtrów (i one są plastikowe), same dzbanki do "przefiltrowanej" wody są z plastiku... Plastik nie jest naturalnym materiałem i ja osobiście jemu nie ufam. I tak go mamy w powietrzu, które wdychamy- mikroplastik. Nikt nam nie zagwarantuje, czy tam nie zachodzą szkodliwe a wręcz śmiertelne dla nas procesy.

Powiązując obydwa tematy (cukru i wody), chciałabym tylko przypomnieć (przede wszystkim rodzicom), że kupując dzieciom kolorowe, barwione  wody, soczki- fundujemy im od małego uzależnienie od cukru. A dalszą drogę możemy sobie wyobrazić- od próchnicy począwszy. 

Powiążmy to z plastikowymi buteleczkami- bleeee!

Sokom w kartonach też nie ufam (zawsze miałam odruch wymiotny na ich widok)- to nie jest sam papier. Na opakowaniach nie jest napisane z czego są zrobione. Plus- cukier cukrem jest poganiany. Dlatego, w samym soku cukier się wyodrębnia przy obróbce. A jeszcze potrafią do niego dodać cukier- i to powinno być na opakowaniu. Kiedyś rozcięłam taki karton po soku- nie chcecie wiedzieć jak on wyglądał. Tak przy okazji- rozcięłam też z ciekawości buteleczkę plastikową po kefirze owocowym...była tam pleśń- kefir był "świeży", dodam.

Co nie znaczy, że każda/dy tak wygląda ale...tu bór tu las- nigdy nie wiesz na co trafisz....

Ja w sumie mam dwa słoje (jeden 5 litrów, drugi 6), dzbanek gliniany i butelkę szklaną z kryształami. Wody oczyszczonej używam do czajnika, sosów, owsianki, zup, gotowania makaranu, ziemniaków czy ryżu. Jak gotujemy w wodzie z kranu, wszystko przechodzi do produktu. 


Wracajmy do korzeni, kierujmy się mądrością zwierząt (one wybierają
 czystą wodę- choć z kałuży- i zdrowe jedzenie, na wolności leczą się same ziołami), korzystajmy ze skarbów łąk , pól i lasów. 

Można zakupić również, generator wodoru- taka woda z niego, jest wręcz lecznicza! Generatory róznej wielkości można zakupić online.
Jeszcze trzeba wspomniec o wodzie alkaicznej- jonizowanej. Można ją zrobić poprzez dodanie specjalnej substancji. Lub zakupić jonizatora. Poszperajcie, poczytajcie- żeby wszystkiego sie dowiedzieć.  

Człowiek nie powinien budować świata po swojemu- bo ten świat był doskonały. Po Naturze nie trzeba poprawiać. Natura jest tak mocarna, że jeśli ktoś tego nie rozumie- to jest głupem (bez obrazy:). 

Ona na pewno jeszcze nie raz nam pokaże, gdzie raki zimują 😍.

Rzekłam- Wasza Babcia z Piekła Rodem. 

Jak nie będę długi czas pisała nowych odcinków bloga- to znaczy, że mnie już zamknęli.

*Treści zawarte w blogu są typowo informacyjne- a co czytelnik z nimi zrobi, to bardzo jego prywatna sprawa*

Zapraszam na Instagram babcia_z_piekla_rodem, a także na moją stronę stworzoną specjalnie dla Was, dla czytelników bloga (i nie tylko oczywiście).

Jeśli chcesz sie ze mną się skontaktować- możesz to zrobić pod tekstem, lub przez formularz na blogu, messenger na FB, e-mail.

ZaSubskrybuj, jeśli chcesz dostawać powiadomienie o kolejnym odcinku bloga.

Zdjęcia:

 profilowe i dzbanek z ziołami- by BzPR, reszta źródło Google

BLOG NIE TYLKO DLA BABĆ! 


Komentarze

  1. Dobrze, że piszesz o insulino oporności bo to ważne, żeby zwrócić uwagę na oznaki tej choroby bo do cukrzycy wtedy już tylko krok!. Ciekawe wiadomości o uzdatnianiu wody. Ula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w dzisiejszych czasach nie wystarczy żyć, trzeba uczyć się na nowo jak żyć.

      Usuń
  2. Jak zawsze Alinko, mnóstwo wartości przekazujesz i tu apel do wszystkich rodziców nastolatek by obserwować, rozmawiać i w porę reagować, nie hormonami a uzupełnieniem niedoborów w organiźmie. Dziękuję Alinko❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wy z Tomkiem jesteście wspaniałymi rodzicami- uświadamianie naszych dzieci jest bezcenne!

      Usuń

Prześlij komentarz

Blog dla kobiet 40+

Zastanawiasz się, jak zadbać o ciało i ducha po czterdziestce? Chcesz wiedzieć, jak być szczęśliwą, atrakcyjną i spełnioną kobietą, w pełni świadomą swojej wartości? Babcia z piekła rodem to jedyny w swoim rodzaju blog, który został stworzony specjalnie dla kobiet 40+ oraz wszystkich tych pań, które pragną cieszyć się życiem w każdym wieku. Znajdziesz w nim odpowiedzi na wiele nurtujących Cię pytań, nie tylko tych związanych z tematyką urody oraz wizerunku. Czeka tu na Ciebie mnóstwo interesujących przepisów kulinarnych, wskazówek dotyczących naturalnej pielęgnacji ciała, a także wartościowych porad z zakresu zdrowego trybu życia i dbania o siebie. Ten wyjątkowy serwis poradnikowy dla kobiet doda Ci motywacji do działania na każdy dzień, ułatwi zmianę niewłaściwych nawyków i sprawi, że na nowo spojrzysz na otaczającą Cię rzeczywistość. Dzięki niemu znajdziesz sens egzystencji i nauczysz się cieszyć codziennością, kiedy wszystkie dni wyglądają tak samo.

Babcia z piekła rodem – to miejsce dla każdej z nas!

Chcesz wprowadzić jakieś zmiany w swoim dotychczasowym życiu? Szukasz inspiracji i pozytywnej energii, które pozwolą Ci w końcu odnaleźć Twoją prawdziwą pasję? Babcia z piekła rodem to blog tworzony przez energetyczną artystkę, która doskonale wie, jak poradzić sobie z upływającym czasem, by zachować młody umysł, ciało i ducha. Jeszcze kilka lat temu kobiety po czterdziestce były praktycznie niezauważane. A przecież one też pracują, wychowują dzieci i pragną jak najlepiej czuć się w swojej własnej skórze. Jeśli Ty też tak uważasz – koniecznie dołącz do nas i bądź szczęśliwa bez względu na metrykę! Miłej lektury!

Blog lifestylowy dla kobiet